~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


niedziela, 29 marca 2015

Znalezienie Luli & Spotkanie z wilkiem

Idąc tak mieliśmy szansę podziwiać to miejsce. Było bardzo piękne. W samym centrum wyspy stała ta wspaniała rezydencja, a wokół niej "francuskie ogrody". Pachniało tu świeżą wonią. Powietrze było takie czyste. W dodatku sprzyjająca pogoda i u błogi relaks sprawiają, że czujesz się tu jak w raju. Teraz się nie dziwię, że jego kryjówka znajduję się tutaj, przecież to sama sielanka. Mam nadzieję, że Lula ma prawo i ochoczo korzysta z tych dóbr, że jej po prostu dobrze. Inaczej ten drań będzie miał kłopoty. Ale wracając, to powoli zbliżamy się do celu. Przyznam, że jestem lekko zmęczona. Trasa łatwa, ale długa. Nie jestem zbytnio typem sportowca, dlatego te dni dały mi się we znaki. Chyba po powrocie do domu zapiszę się na jakieś kursy, może wstąpię do jakiegoś klubu albo najlepiej sama wezmę się za jakąś serię ćwiczeń, bądź rekreację.
- Hmm, taa, na pewno. - pomyślałam ślicznie się uśmiechając.
Przekroczyliśmy próg bramy. Oficjalnie znajdowaliśmy się w środku. Szybciutko deptakiem dostaliśmy się na górę. I nareszcie... dotarliśmy.
- Simon, Ronald, Ben! Gdzie wy do licha byliście? - krzyknął jakiś chłop przed nami. Chyba musiał dowodzić tą strażą, ale mógł też być tylko gburowatym typem.
- Na przerwie. - sarkastycznie, lecz z powagą rzekł Austin. Jako jedyny w pełni miał możliwość upodobnienia swego głosu do jednego z ochroniarzy. My miałyśmy małe szanse, ale jak zajdzie taka potrzeba to spróbujemy. Nie ma problemu, choć nie jestem zbytnio przekonana do tego powiedzenia. Ale nie ważne.
- Na przerwie mówicie? - powiedział donośnie spoglądając na mnie i Trish.
- Mówię. - poprawił go Austin. Chciało mi się śmiać. Z wielkim trudem powstrzymywałam tę czynność. Zerknęłam na Trish. Usta, aż się jej wykrzywiały. O matko, ile my musimy się nacierpieć, by coś zdziałać. Uh.
- Od kiedy wy jesteście tacy mądrzy? - krzyknął. W sumie cały czas krzyczał, ale pewnie on nazwał by to głośnym mówieniem.
- Od dzisiaj, ale nie ważne już. - zaciągnął powieki, by nie uronić łez wywołanych przez kujący śmiech w brzuchu.
- Uważaj lepiej, bo pożałujesz. A teraz zdać raport!
- Raport jest taki, że... yyy... nic się nie dzieje na terenie, który penetrowaliśmy.
- Więc jest w porządku?
- Tak, jest w porządku.
- Dobra, znikajcie! - krzyknął i odprowadził nas wzrokiem. Szczególną uwagę zwrócił na blondynie. Dlaczego? Wydaje mi się, że może się czegoś domyślać, ale jak na razie nic nie odkrył, więc jest luz.
- Mało brakowało. - powiedziała Trish. - Myślałam, że ten mięso głowy nas zeżre normalnie. Stał i się patrzył w taki sposób, jakbyśmy byli jego obiadem. Ciary mnie przeszły i to na wylot. Brr. - burknęła na znak swego chłodu do wcześniej wymienionej osoby. Jeśli chodzi o mnie, to mam podobne zdanie, ale nie będziemy się, przecież nim przejmować.
- Spokojnie, dostanie z gazu i będzie po gościu. Bardziej martwi mnie fakt, że tamci się pozbierają, a wtedy wszystko się wyda. I co zrobimy? - troszeczkę panikowałam. Miałam złe obawy.
- Ally, pamiętaj, że jesteśmy tu w słusznej sprawie. Po za tym załatwimy to, co mamy do uczynienia i spadamy. Na pewno zdążymy. Naszym największym zmartwieniem powinien być natomiast fakt, iż oni tu jeszcze nie dotarli.
- Kto nie dotarł? - wtrąciła się Trish. Chłopak spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Trish, czy ja ci muszę to znów wytłumaczyć?
- Może spróbuj się sama domyślić o co chodzi. - zaproponowałam. Niechętnie, ale poszła na ten układ.
- Masz rację Austin. Tak zrobimy. A teraz do dzieła. - triumfalnie powiedziałam i jako pierwsza ruszyłam, a za mną oni.
Otworzyliśmy drzwi, duże, na moje oko dębowe z pięknie zdobionymi wzorkami. Do tego złota klamka. Wg mnie pieniądze wyrzucone w błoto, ale jak się ma tyle forsy, to i rozum staje się bardziej pusty. Zaczyna się chcieć luksusów ponad wszystko. Strach się tylko bać, co ci milionerzy jeszcze wymyślą. A jeżeli o nich mowa, to ja rozumiem, że można dobrze i dużo zarabiać. Oczywiście, jeżeli jest to uczciwa praca. Ale w jego przypadku, to się nie mieści w głowie. Na nieszczęściu innych, przestępstwach i morderstwach Live-rop dobył takiej wielkiej fortuny. Mam nadzieję, że będzie się smażył tak głęboko w piekle, ile zer ma na koncie w banku. Należy mu się!
- Nic tutaj nie ma. - znudzona wreszcie odezwała się czarnowłosa. - Łazimy i łazimy, nogi mnie bolą jak cholera, a i tak niczego nie mamy. No ile można? Gdzie oni wszyscy są? - krzyczała rozgniewana.
- Cicho, bo nas ktoś usłyszy. - szybko zareagował Austin. - Ale zgadzam się z tobą. Może chodźmy zobaczyć na "tyły". - zaproponował. Przytaknęłyśmy. Po chwili byliśmy w ogrodzie. Na pierwszy plan rzucił mi się obraz przeogromnego basenu. Była w nim taka czysta woda, pewnie w dodatku chlorowana. Oh, ile ja bym dała, by się w niej popluskać. Pod warunkiem, że jest ciepła albo raczej gorąca.
Spojrzeliśmy przed siebie. To co zobaczyliśmy, nie mieściło nam się w głowie. Otóż na placu zabaw, który znajdował się na lewo od basenu, bawiła się nasz córeczka, a z nią niezgadnięcie... Live-rop! No to się już mi nie mieści w głowie, a cały ten harcem dopełniały panienki, pewnie modelki z uwagi na ich figurę, które ochoczo w skąpych strojach kąpielowych biegały po skwerze. Byliśmy mocno poddenerwowaniu i przejęci. Co mamy teraz zrobić?
 
*Oczami Jessie*

- Ach, jak mi błogo. Ach, jak mi dobrze. Ach, tylko nie tak mocno. - ochoczo korzystałam z tutejszych atrakcji. Byłam w SPA, nie jakimś tam byle jakim, lecz najlepszym na wyspach morza śródziemnego. Masaż, jaki mi towarzyszył był cudny, po prostu cudny, a ta kobieta? Nie chcę mi się nawet jej obrażać. Nie dlatego, że straciłam swój dawny humor, tylko dlatego, że chwila tego ode mnie nie wymagała. - Dobra, koniec. Młodsza przecież stąd nie wyjdę. - zaśmiałam się. Popatrzyłam na nią. Jej oczy ewidentnie wskazywały drzwi na znak, bym się stąd ulotniła. Bez przesady, chyba moje towarzystwo nie było takie straszne. Co z tego, że gadałam cały czas? A co niby jej zdaniem miałam robić?
- Dziwaczka. - chrypłam na do widzenia i wyszłam, jak to w zwyczaju miewam, trzaskając drzwiami. Poszłam jeszcze tylko na mały aerobik, chciałam też skorzystać z kąpieli błotnych, ale błoto to nie najlepsza maść na moją cerę.
Wyszłam na zewnątrz. Zerknęłam na telefon. 3 nieodebrane połączenia od "W". - Ciekawe, czego ten łysy szczur chce od mojej zacnej osoby. - pomyślałam. - Oby nie pieniędzy, bo ich i tak nie dostanie. - znowu się śmiałam. Nie byłam osobą, która radośnie się dzieli tym, co ma. Byłam raczej taką na "e" coś tam, ale nie pamiętam co. Może elegantka albo empatyczna. Ciekawe, co to drugie znaczy. Hmm, tak, pewnie to to. Finito, zakończyłam dialog w swej głowie. Po namyśle do niego zadzwoniłam.
- Halo? - odezwał się ten strasznie ochrypły i zdrętwiały głos tego łysola. Aż mnie odraza przeszła na samą myśl, iż on tu gdzieś może stać. Dlaczego ten mafiosa nie mógł se załatwić ładniejszej buźki, tylko taką poczwarę.
- To ja Jessie.
- Aha. Czego chcesz? - co za uprzejmość. Sam do mnie dzwonił, a teraz się pyta czego ja chcę. No to są już wszelkie szczyty.
- A wiesz mam problem. Nie wiem w jakim odcieniu ubrać buty na wieczorną kolacją, na którą się wybieram. - dodałam po chwili dalszą część zdania, by zaznaczyć swój gniew.
- Powinnaś wiedzieć, że ja ci nie pomogę. Jeśli to nic ważnego, to ja...
- Posłuchaj kretynie. - wtrąciłam się oczywiście na znak uprzejmości. - Nie o to chodzi. Dzwoniłeś do mnie, bo czegoś za pewne chciałeś. Teraz ja oddzwaniam, by się dowiedzieć o co chodziło. Czaisz? - spytałam lekceważącym tonem.
- Aha, o to chodzi. To, to było nieważne. Wiesz, miałem usterkę w aucie. Mechanik nie odbierał, służba drogowa też nie, to zadzwoniłem do ciebie. Pamiętam jak na kursie przygotowawczym odpaliłaś samochód za pomocą wykałaczki. Pomyślałem, że skoro tyle potrafisz, to to będzie dla ciebie pestką. Jednak po krótkim czasie się rozmyśliłem. To tyle, koniec historii. Pa. - i się rozłączył. Nie wiem, czy to właśnie zamierzał, ale poczułam się odtrącona. Wkurzył mnie i to na maksa. Za to porachuje mu kości. Palant jeden. Ugh, nienawidzę tego typa! Z jednej strony chcę mi się krzyczeć, z drugiej wiem, że nie mam na to czasu, dlatego też się zbieram, ponieważ wieczorem wybieram się na arcyciekawe spotkanie.
 
*Oczami Carla*

Powoli zaczęliśmy rozwijać skrzydła. Załoga czuła się już lepiej. Mimo to nie było nam do śmiechu. Tkwiliśmy na wyspie, można nawet powiedzieć więcej, czyli dokładniej na bezludnej wyspie. Nie było tu żywej duszy, nikogo, no może po za tutejszą zwierzyną. Na razie przede wszystkim w oczy rzucały się owady, ale pewnie idąc w głąb atolu, ich ilość, by się zwiększyła. Dzień mijał za dniem. Nie byliśmy nieporadni, byliśmy raczej pozbawienie wszelkiego rodzaju środków masowego przekazu. Jedyna nadziej w tym, że albo nad nami będzie leciał samolot, bądź helikopter, albo przypadkiem przepłynie tędy łódź. To nasz jedyny punkt zaczepienia. Boję się jednak, iż nikt nas nie znajdzie, a wtedy będziemy zgubieni. Chociaż nie ma co narzekać. Jest paru silnych chłopów, jestem też ja i Kris. Razem możemy zdziałać bardzo dużo. Jeżeli zajdzie taka potrzeba to zbudujemy mocną tratwę. Ale z tą decyzją poczekamy jakiś czas. Nadal mam nadzieję, że może nawet Mike nas odnajdzie. Oby te przypuszczenia się spełniły, inaczej będzie kiepsko. A teraz wybaczcie, ale czas najwyższy się trochę tutaj rozejrzeć.
- Idę w głąb lasu. - powiedziałem ubierając plecak. Może przez przypadek znajdę jakiś trop człowieka albo pozostałości po nim, czyli na przykład stację nadawczą, czy coś w tym rodzaju. Szczerze, szanse na to są niewielkie, ale jak się czegoś na prawdę pragnie, to wszystko jet możliwe. Ja wierzę, że nam się uda. Mam nadzieję, że oni również. W końcu co dwie głowy to nie jedna.
- Poczekaj. - usłyszałem głos Kris. - Ruszam z tobą. Mam już dość tego "nic nie robienia". - ewidentnie zaznaczyła ostatni zwrot, by dać do zrozumienia swój pośpiech.
- Ale jeszcze niedawno byłaś nieprzytomna. Jesteś pewna, że znajdziesz siły, by temu podołać.
- Tak. Jest dobrze. Chodźmy. - nie byłem co do tego pewien, czy aby z nią jest wszystko dobrze, ale koniec końców się zgodziłem.
Trasa była nietrudna. Trochę kamieni, patyków, zarośnięte runo leśne i mech. Na dodatek wielkie drzewa, krzewy i pełno przenajrozmaitszych kwiatów. Były tak kolorowe, że razem tworzyły najbarwniejszą tęczę. Było tu jak w raju. Cisza, spokój i świeża natura. Może to miejsce się idealnie wykształciło, ponieważ człowiek nic tutaj nie zdziałał. Gdyby tak było wszędzie, to świat byłby piękniejszy. Marzenia, może nawet do spełnienia... Wracając, powoli mam już dosyć tej wędrówki. Z powietrza wydawało się, iż nie ma tu co zwiedzać, a w praktyce jak zwykle jest inaczej. Jeszcze chwila i wyzionę ducha. Muszę przyznać, że nawet Kris dawała radę. Nie było widać po niej zmęczenia. To dobry znak, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Powinna mieć się na baczności, inaczej będzie krucho.
- Wszystko dobrze? - spytałem.
- Tak, a co? - odpowiedział podejrzliwie się uśmiechając.
- Nic. - zakończyłem temat. Mimo, że mógłbym spędzać z nią każdą wolną chwilę, tak w tym momencie nie było o czym rozmawiać. Miałem pustkę w głowie. Nie wiedziałem co robić?
- Patrz, owoce! - krzyknęła rozentuzjazmowana. Pokazała palcem na szczyt niedużej górki. Na jej szczycie znajdowało się drzewo, bardzo urodzajne, za pewne z dziką zawartością. Rosły tam dojrzałe pomarańcze. Obok tej rośliny stało drzewo z gruszkami, dalej z cytrynami i tak w kółko. Trochę tego było. Mniam, aż ślinka cienkie. Szybko zbliżyliśmy się do sadzonek. Już prawie mieliśmy owoc w garści, gdy nagle zza krzaka wyleciało stado przepiórek. Jest to miejsce dzikie, dlatego nie zważajmy na szczegóły, czy owe przepiórki mogą tu żyć. Były takie słodkie. Szkoda, że nie powiedziały nam, iż przed czymś uciekają. Za nimi wybiegł dosyć ciekawy okaz wilka. Przeraziliśmy się. Ptaki schowały się za nami, następnie uciekły. Jednak wilk pozostał. Patrzył się na nas. Z pyska ciekła mu piana. Chyba był zarażony wścieklizną. Serce biło mi bardzo szybko. Nogi się uginały. W jednej chwili straciłem całą siłę do jakiegokolwiek ruchu. Czasu było mało. Co tu robić. W takiej do jednoznacznej sytuacji pozostawaliśmy, a słońce powoli zachodziło. Ciemność na pewno nam drogi nie oświetli. Byliśmy zgubieni!
 
*Oczami Ally*

Byłam mocno poddenerwowana, jednak cała złość tak jakby przeszła. No bo o co tu się gniewać. Na twarzy mego dziecka widniał najszczerszy uśmiech. Ten fakt podnosił mnie stanowczo na duchu. Nie powiem, że miałam lekkie obawy, iż ten typ nie będzie za miły dla mojego dziecka, ale najwyraźniej się myliłam. I dobrze. Tylko co teraz? Przecież nie wejdziemy tam tak po prostu, nie ujawnimy kim jesteśmy i nie zażądamy, by ten łotr oddał nam Lulę. No szlak mnie zaraz trafi. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle. Chyba nie mamy dzisiaj szczęścia.
- I co teraz? - spytała dociekliwa Trish.
- Nie wiem. - odparłam. - Wydaje mi się, że na razie powinniśmy się wycofać. Przynajmniej do czasu, aż tamci do nas dołączą. Nic tu nie zdziałamy, a ja i mam nadzieję, że wy, jestem zadowolona tym, co zobaczyłam. Lula ma się dobrze, wygląda na okaz zdrowia. To mi wystarcza. - zakończyłam i się szeroko uśmiechnęłam.
- Ally? - zaczął nie pewnie Austin.
- Co?
- Może jestem przewrażliwiony, ale obawiam się, że Louise może się do Live-ropa za bardzo przyzwyczaić.
- Co masz na myśli? - spytałam troszeczkę się niepokojąc.
- To, że się do nas nie przyzwyczai, że będzie płakać i tęsknić. Pamiętajmy, że już jakiś czas tu przebywa, a nas? Skąd nas może pamiętać. Była wtedy taka mała. Szybko nam ją odebrano, dlatego moje obawy mają takie i owakie postawy.
- Miejmy nadzieję, że wiara nas nie opuści, a Lula to zrozumie. - powiedziała Trish. Jednak te słowa nie poprawiły mi nastroju. Austin widząc to, podszedł do mnie i mnie przytulił. Od razu poczułam się lepiej.
- Po za tym jest jeszcze mała. Dobrze bawić się można z każdym. Ale przyznam, że nie spodziewałam się, iż poznam Live-ropa z drugiej strony. Zawsze wyglądał na obrzydliwego człowieka, a tu proszę. Ally, miałaś rację co do twierdzenia, że nie należy oceniać książki po okładce.
- Tak, ale są wyjątki. - zaśmiałyśmy się.
- Dobra, wracajmy na Sycylię. Niedługo tu wrócimy. Chodźcie. - oznajmił blondyn. Po chwili oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Na szczęście tamci się nie przebudzili, więc się nam upiekło. Rzeczy im zostawiliśmy, może będą mieli amnezję i wszystko co widzieli zapomną. Po wyjściu z "klatki" udaliśmy się do promu, a następnie z powrotem na wyspę.
 
***

Zakończenie nudne, wiem, ale nie mam czasu na jakiekolwiek rozpisywanie, więc będę pisać ściśle, szybko i krótko.
Miałam niecałe dwa tygodnie przerwy z powodu choroby. Dopadła mnie nie dawno grypa. Byłam jak zabita. Nie miałam sił na nic. Migrena, kaszel, katar i gorączka. Wiecie jak to jest. Czułam się potwornie. Do tego mój kot ciężko zachorował. Ma anemię i trzeba go leczyć, a ja jako właściciel się o niego martwię, dlatego też nie mam czasu na pisanie. Do tego jeszcze dojdą święta. Mam mnóstwo rzeczy na głowie z tym związane, dlatego wydaję mi się na sto procent, iż ostatni rozdział pojawi się jutro albo w środę. Następny dopiero po świętach. To tyle. Nie składam wam jeszcze życzeń, ponieważ się jeszcze zobaczymy. Pozdrawiam.

Aqua - "Baby Girl"

 
~~Crystal~~

czwartek, 12 marca 2015

Kiedy next?

Przepraszam bardzo, ale w tym tygodniu mam za dużo pracy i obowiązków. Po za tym mam parę innych, nie związanych z pisaniem, pomysłów, które chciałabym zrealizować, a także inne pasje i zainteresowania, które muszę rozwijać. Po za tym jestem jeszcze zajęta oglądaniem biathlonu, który ubóstwiam, dlatego też nie jestem w stanie przez najbliższy weekend niczego napisać. Ale obiecuję, że odrobię lekcje i dodam w kolejnym tygodniu 2, jak nie więcej, rozdziały. Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam!

"Love me like you do" - Ellie Goulding



~~Crystal~~

Przypominam także, że już w tę niedzielę, bodajże o godz. 10.00 zostanie wyemitowany kolejny, nowy odcinek A&A pt. Records & Wrecking Balls. A taka ciekawostka. Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, ale 2 ostatnie odcinki 2 sezonu zostały także wyemitowane 15 i 22 marca. No kto by się spodziewał?

wtorek, 10 marca 2015

Zapowiedź najnowszego opowiadania!

Fabuła:

16 kompletnie nie znających siebie uczestników, znudzonych swoim życiem, ciągłą pracą i przeciętną codziennością, postanawiają wziąć udział w nadchodzącym "Scary Camp Challenges", czyli nadchodzącym programie rozgrywanym na żywo, którego celem jest oczywiście survival. Otóż zawodnicy staną razem w szranki i będą walczyć o nagrodę główną - milion dolarów, a może i coś więcej? Każdy będzie się wyróżniał innymi cechami, będą spiski, knucia, miłość, przyjaźń i wiele, wiele więcej!
Jednak za nim osiągną swój cel, będą musieli stawić czoło przeróżnym wyzwaniom, po których jedna osoba niestety opuści program. Czy będzie technika głosowania, czy decyzja prowadzącego? O tym przekonacie się już niebawem. A jeśli mowa o prezenterze, to jest to bardzo sympatyczna osoba, jednak trzeba na nią uważać, nigdy nie wiadomo co zrobi i zdziała.
 
Gdzie to się odbędzie?
 
Wiele jest miejsc, gdzie można to rozpocząć, ale my naszych konkurentów "uwięzimy" na specjalnej wyspie, która zaskakuje na każdym kroku.
 
A zawodnicy?
 
Będzie 8 dziewczyn i 8 chłopaków. Prowadzący także stanowi przeciwną płeć. Jednak na razie są oni nie znani. Kto nimi się okaże? Przekonacie się już niebawem.
 
***

~~Ode mnie~~
Serdecznie zapraszam was już teraz do czytania. Takiego bloga jeszcze nie czytaliście. Gwarantuje wam, że będzie wspaniały! Więcej nie zdradzam. Założę go już wkrótce. Bohaterów dodam później, a na pierwszy post trochę poczekacie, gdyż najpierw muszę zakończyć jedno z prowadzonych opowiadań.
Pozdrawiam.
 
~~Crystal~~

Ps. Tak, publikuje to na obu blogach. Nigdy nie wiadomo, gdzie i kto cię czyta
:p

niedziela, 8 marca 2015

Beauties & Bullies

Oto link:

A tutaj opis:

W szkole ma zostać wystawiona sztuka pt. "Śpiąca Królewna". Austin i Ally dostają role mieszkańców, Carrie dostaje rolę drzewa, Dez dostaje rolę księcia z bajki a Trish dostaje rolę Śpiącej Piękności. Kiedy informacja ta dostaje się do internetu Trish staje się ofiarą wyzwisk, ze względu na to iż wszyscy uważają, że ona nie nadaje się do tej roli. Trish jest smutna, więc przyjaciele starają się jej pomóc

Pamiętajmy także, że w tym odcinku bohaterowie mają do czynienia z bullyingiem, czyli w naszym znaczeniu - tyranizowanie, znęcanie się nad kimś. Można porównać do mobbingu, czyli szykanowania.

A teraz dobra wiadomość.
Disney potwierdził, że dnia 15 i 22 marca zostaną puszczone 2 ostatnie odcinki 3 sezonu.

!!UWAGA!!

Premiera 4 sezonu już 15 lipca. Nie mogę się doczekać, a wy?

~~Crystal~~

środa, 4 marca 2015

Na razie przyjaciele & Przebranie

Trasa nie była zbytnio trudna. Z każdym momentem napawaliśmy się tym cudownym krajobrazem. Morze Śródziemne było takie czyste, a lazurowe wybrzeża dosłownie zwalały z nóg. Gdzieś tam na dnie, może nie akurat po naszej stronie, znajdowały się przepiękne rafy koralowe. Och, jak ja chciałabym je zobaczyć. Taki widok na pewno byłby niezapomniany, a te zwierzaczki, które tam mieszkają, to najprawdziwsze wytwory natury. Ile bym dała, ale teraz nie czas na to, choć miejsce, pora roku i pogoda są na prawdę znakomite. Gdy się nam uda cało i bezpiecznie wrócić z Lulą do domu, to przyrzekam, że takie wakacje się odbędą i to na bank. Tylko, czy aby nie zapeszam? Mam jakiś tam siódmy zmysł, ale bez przesady. Nie jestem cudotwórcą, ale marzenia posiadać mogę i przede wszystkim chcę. - Bo najważniejsze, że są moje. Nikt mi nic nie każe. Sama decyduje za siebie. - głęboko rozmyślałam nad swoimi pragnieniami. Nie liczę na wiele, ale dokładnie wiem, że dzięki nim to osiągnę.
- Ally? - usłyszałam ciepły głos Austina. - W porządku? - troskliwie spytał.
- Tak... a co? - błyskawicznie przeszłam ze słodkiej na poważną. Trochę się przeraził.
- Wiesz, czasami mam wrażenie, że cię w ogóle nie znam. Ale i tak cię kocham. - dodał po chwili, po czym podszedł do mnie i pocałował w policzek.
- A niby mnie nie znasz. - mruknęłam cicho uśmiechając się pod nosem.
- Wiesz o co mi chodzi. - objął w mnie w tułowiu i mocno do siebie przytulił. - Gdy tak na ciebie patrzę, to świat staje się piękniejszy. Wszystkie zmartwienia odpływają w siną dal, a ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - uroczo się do mnie uśmiechnął.
- No do pełni szczęścia brakuje jeszcze Luli, ale i tak słodko to powiedziałeś. To miłe. - cmoknęłam go w usta. Łatwo nie chciał mnie puścić, ale po negocjacji się udało. Poszliśmy do "kapitana" promu, czyli Trish. Wiecie, nigdy nie przypuszczałabym, że czarnowłosa to taka tajemnicza osoba. Skąd niby miałam wiedzieć, że ma dyplom z ukończenia kursów wodnych i to w kilku kategoriach m. in. kierowania pojazdami morskimi. No skąd? Ale to dobrze, bo gdyby nie ona, to za pewne byśmy teraz się w takim miejscu nie znajdowali.
Dotarliśmy na wyspę. Zacumowaliśmy w małej zatoczce i tym razem poszliśmy zwiedzać teren, bez żadnych niespodziewanych wydarzeń typu "restauracja w dżungli". To się ma już więcej nie powtórzyć! Przecież nie będziemy jak głupi, podróżować jak turyści, po włoskich wysepkach. Nie ma na to czasu, a jeżeli o nim mowa, to bardzo dożo nam go brakuje, więc sami widzicie. Po za tym chciałabym bardzo, by to wszystko wreszcie się skończyło i, żebyśmy wrócili po prostu do domu. Ale najwidoczniej moje dążenia są zbyt duże. Inaczej to dawno już, by się skończyło. Los nam nie sprzyja, w tym wypadku nie powiem tego o pogodzie. Przynajmniej tyle dobra. Cóż, co robić?
- To dokąd idziemy? - zapytała jako pierwsza stąpająca po ziemi Trish. - Może na północ. Tak jak w tych wszystkich filmach kryminalnych, gdzie trzech agentów goni złodzieja, którego dosięga sprawiedliwość, a później wszyscy żyją długo i szczęśliwie i codziennie chodzą do SPA. - entuzjastycznie mówiła ciągle się to uśmiechając.
- Wiesz, jakoś nigdy nie widziałem takiego albo jak ty to ujęłaś, takich filmów. Chyba nie jesteśmy z tego samego rocznika. - dogryzł jej na maksa. Tylko po co ta ironiczna przemądrzałość. Przecież to chore.
- Jak już wrócimy, to przypomnijcie mi, bym odcięła was od kina, DVD i wszelkiego typu filmów. Aha i jeszcze telewizja. - dodałam z uśmieszkiem na twarzy. - Możemy już iść. - poklepałam ich obojga po ramieniu, widząc ich zawiedzione miny.
- Chodźmy. - powiedział blondyn. I ruszyliśmy. Akurat to miejsce nie należało do "bogatych". Owszem, fauna i flora niczym się nie różniła od tej, którą już widzieliśmy wcześniej, ale i tak miałam złe przeczucia. Trochę mi się tu nie podoba, ale zobaczymy.
- Wiecie, jest tak cicho, że na prawdę zaczynam się bać. Pamiętajcie, że to kryjówka tego bandyty. Tu trzeba uważać na każdym kroku, więc powinniśmy zachować ostrożność. - mówiłam poddenerwowana tym faktem.
- Ally, spokojnie. - próbował mnie uspokoić Austin. - Będzie dobrze. - na te słowa próbowałam powstrzymać emocje. Szliśmy tak już jakiś czas. Nic sensownego nie znaleźliśmy. Już traciliśmy nadzieje, gdy nagle zapatrzona w błękit nieba, zderzyłam się z siatką.
- Ałła! - krzyknęłam łapiąc się za twarz. - Kto postawił te cholerstwo tutaj. - tym razem się gotowałam. Takie niespodzianki nie były wcale przyjemne.
- Za pewne dotarliśmy do posiadłości tego gostka. - zauważyła Trish, dotykając materiału. - Niestety, ale nie jest zbyt solidna, a w dodatku dosyć wysoka. Nie uda się nam przez nią przejść. - dodała po krótkiej chwili.
- W takim razie idziemy dalej, tylko po cichu, by nikt na nas nie zwrócił uwagi. - oznajmił blondyn i ruszył, a my prościutko za nim.
Na nasze nieszczęście zmierzaliśmy w górę, więc zmęczenie rosło z każdą kolejną minutą. Po zdobyciu szczytu ujrzeliśmy piękną budowlę. Nie przypominała willi, bardziej wyglądało mi to na pałac. W dodatku bardzo dobrze chroniony. Straży, a dokładniej jego współpracowników, było tu więcej, niż mrówek w mrowisku. Od cholery łaziło tego paskudztwa. Nie wiem jak tam wejdziemy, a czas ucieka.
- Nie ma mowy, byśmy się tam dostali. Problemem nie jest przejście na drugą stronę. Problemem są oni. - wskazała na wcześniej wymienionych Trish.
- I co teraz? - spytałam tracąc już wszelkie nadzieje dostania się tam.
- Mam pomysł. - powiedział Austin. - Co wy na to, byśmy urządzili mały sabotaż?

*Oczami Jessie*

Ach, jak przyjemnie jest żyć w takim luksusie. Nic tylko cud i plaża, i morze, i jedzenie, i pogoda, i w ogóle wszystko. Na prawdę. Dawno się już tak nie czułam. To jedna albo najlepsza z misji, jakie dostałam. W dodatku mi za to płacą, więc nie ma na co narzekać. Wystarczy zrobić swoje, a reszta sama się uczyni.
Zjechała na dół windą i szybkim krokiem podeszłam do recepcji.
- I jak? Zadowolona jest pani z naszych usług? - spytała pracownica hotelu.
- Nie było najgorzej, ale jak już pani pyta, to mam kilka małych uwag. - pesymistycznie podeszłam do tematu. - Wczorajsza kolacja mogła być bardziej wytrawna. Aloes i ta wasza niby oczyszczona, a zarazem ciepła woda lepsza, a łóżko wygodniejsze. Przecież wyraźnie prosiłam o poduszkę z gęsim pierzem, a dostałam nie powiem co. Proszę pani, chce mi się krzyczeć, ale z drugiej strony zamierzam być opanowana, dlatego puszczę to wam płazem, ale pamiętajcie. Tylko dlatego, że jestem dobrym człowiekiem. - Uderzyłam ręką o blat, pozostawiając tam klucze od pokoju, po czym udałam się do wyjścia. - A przy okazji dzisiejsze ciastka na śniadanie były twarde, mało słodkie i bez gustu oraz smaku kucharza. Zastanówcie się nad zmianą personelu, inaczej nie wróżę wam sukcesu, a teraz żegnam. Pa. - triumfalnie stojąc w drzwiach, opuściłam budynek. Idąc chodnikiem, zaczęłam powoli doceniać... świat. Za to... jaki jest. Ja tworzę jego, na pewno lepszą, część, więc czuję się w jakiś sposób odpowiedzialna za wszystko co się tu dzieje. Może i bzdury teraz wygaduje, ale tak sobie myślę, że coś, a raczej ktoś mógłby się, dla tego co mamy, po prostu zmienić.

*Oczami Kris*

Zamurowało mnie, w pozytywnym i przenośnym oczywiście sensie tego słowa. Nigdy bym się nie spodziewała, że on jest w stanie się na taki krok odważyć. Prawie mnie nie znał, a widać, że zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Tylko co mam mu odpowiedzieć. Przecież nie rzucę teraz wszystkiego i tak po prostu pójdę na ten układ. Zbyt dużo osiągnęłam, by to teraz stracić. Ale pewnie jakaś mądra osoba powiedziałaby tak:
Nie ważne co zamierzałaś, co chciałaś, jakie masz ideały. Nie kieruj się w takich chwilach tym, co świadomie podpowiada ci rozum. Posłuchaj swego serca. Tylko ono się liczy. Pamiętaj, że zranione będzie cię boleć tak, że nigdy sobie tego nie darujesz. Do tego trudno je będzie na nowo "odbudować". Zadaj sobie jedno, istotne pytanie. Czy ty go kochasz, czy nie?
I to ma mi niby pomóc. Czuję się jeszcze gorzej. Prawdę mówiąc, nie wiem co myśleć. Gdyby nie to kim jestem i jak zarabiam na życie, na sto procent bym się na to zgodziła, ale gdy widzę tych wszystkich ludzi, których tak bezczelnie oszukałam, to chce mi się płakać. Czy ja na prawdę sobie na to zasłużyłam?
- Carl, ja... ja nie wiem co powiedzieć? - spojrzałam w jego stronę, licząc na zrozumienie, wsparcie i najlepszą poradę.
- Powiedz co do mnie czujesz. Obiecuję ci, że będzie nam dobrze, a ja spróbuję zrobić wszystko co w mojem mocy, by się nam udało. Proszę, zgódź się? - zrobił taką uroczą minkę. No nie mogłam mu odmówić.
- Nie będę nic ukrywać, więc... ja też cię kocham. - bardzo go to ucieszyło. Już chciał się do mnie zbliżyć, lecz gwałtownym ruchem dłoni mu w tym przeszkodziłam. - Ale uważam, że przynajmniej do końca akcji, powinniśmy zostać tylko przyjaciółmi. - i nagle przystanął. Musiałam zbić go z tropu.
- Dlaczego? - ewidentnie posmutniał. Nie chciałam go ranić, ale z drugiej strony musiał mnie zrozumieć. Ja nie jestem jeszcze na to gotowa. Po za tym wiele ukrywam, co oznacza, że nie chcę z nim spędzać za dużo czasu, by czegoś nie wyjawić np: przyczyny tej katastrofy.
- Bo tak będzie najlepiej dla nas obu. - ciepło się do niego uśmiechnęłam. Po chwili zebrałam w sobie całą energię i o własnych nogach ruszyłam się z miejsca. - Widzisz ile sił mi dajesz. Dzięki tobie znowu stoję na nogach. - i nagle upadłam. Szybko do mnie podbiegł i pomógł wstać.
- Musisz się oszczędzać. Pozwól się sobą zająć.
- No dobra. - westchnęłam.
- A wracając do wcześniejszej wypowiedzi, to ok. Spróbuję później. - powiedziałam i poszedłem do reszty załogi, by dać czas na ogarnięcie się blondynce. - Ale innym sposobem. - dodałem i cicho zaśmiałem się pod nosem. Miałem pewien plan, który chciałem zrealizować.

*Oczami Ally*

- Co masz na myśli, używając tego słowa. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Jego oczy mówiły: Ally, na prawdę nie wiesz!
- Chodzi mi o to, byśmy tam weszli jako nie my. - i on chce mi udowodnić, że wie o czym mówi. Ta, na pewno.
- Dobry pomysł! - krzyknęła Trish. Odwróciłam się do niej z ponurą miną.
- Przecież to nielogiczne. - zaprotestowałam. - Ale dobre. - dodałam po chwili.
- Wiem Austin o co ci chodzi, ale mógłbyś to powiedzieć na głos, bo nie wiem, czy Ally wie. - nie umie budować zdań. Niech się weźmie za siebie, bo przyszłości to ja jej nie wróżę.
- Ok. - spojrzał na nią, po czym się do mnie uśmiechnął. Dlaczego, ale to dlaczego zawsze trzeba jej wszystko tłumaczyć.
- Przebierzemy się za ochroniarzy, dostaniemy się tam i w ten sposób będziemy mieli pole do popisu. Czaisz? - spojrzał na nią ze znakiem zapytania.
- No przecież wiem. To było do ciebie Ally. - zwróciła się w moją stronę, po czym ruszyła naprzód, a my tym razem, lecz ponownie za nią.
- O patrzcie. - pokazała palcem Trish. - Oni są dosyć daleko od innych. Teraz mamy okazję. - powiedziała. Nie wiem, czy jest się czym chwalić, ale ukryliśmy się w krzakach, czekając jak drapieżniki na ofiarę. Na początek wydaje się, że jak. My, dwa chuchra i jeden chłopak vs trzej wytatuowani, wysportowani i prężnie okazujący swe atuty bandyci. Mogło się wydawać, że przegrana jest nam pisana, ale mamy pewien pomysł. Nieuczciwy, ale też niezakazany. Tak, czy siak wygramy i nie okażemy żadnych litości.
Gdy podeszli dosyć blisko, Austin wyciągnął z kieszeni gaz usypiający, by ich załatwić. Zapytacie pewnie skąd go mamy? Niech to zostanie naszą słodką tajemnicą. Padli. Szybko przedostaliśmy się na drugą stronę. Dokładniej ja. Podsadzili mnie i przerzucili na tę stronę. Nie miałam miękkiego upadku. Znalazłam w ciele jednego z nich klucz i prędko otworzyłam najbliższą bramkę. Przyjaciele weszli do środka. Po chwili mieliśmy już przebranie na sobie. Dodaliśmy sobie parę efektów charakteryzatorskich, by upodobnić się do strażników, po czym schowaliśmy ich ciała w zaroślach i udaliśmy się w stronę pałacu.

***

Dzisiaj bez większego zakończenie. Nie jestem z tego rozdziału zadowolona. Wyszedł mi byle jaki i taki sobie. Ale musicie mi to wybaczyć. Mam totalną pustkę w głowie. W dodatku pisałam na szybko, więc wiecie jak to jest. Ale to już za mną. Kolejne postaram się pisać bardziej ciekawsze. Pozdrawiam.

Las Ketchup - The Ketchup Song ("Asereje")
 

~~Crystal~~

poniedziałek, 2 marca 2015

Przerwana chwila & Wyznanie

Coraz to mocniej, coraz to czulej, prawie do czegoś doszło, a jednak rzeczywistość okazała się inna. Czy ten przeklęty los już nas nigdy nie oszczędzi? Czy na prawdę, aż tak, tam na górze nabroiliśmy? Za co? Pytam się za jaki grzech? Ale kto ma niby mi odpowiedzieć na te pytania. Nikt, no może po za jedną osobą, ale to wyjątek. Więcej takich nie ma.
Rzecz, która to przerwała, to nie kto inny jak nasza kochana Trish. No przecież ile ja ją razy prosiłam, a dzisiaj sama mi to proponowała. Obiecała, że nie przeszkodzi, a tu proszę. Wyszło szydło z worka. Nie chcę wyjść na egoistkę i samoluba, ale ta sprawa, z którą do nas przyszła, mogła na prawdę poczekać.
- Słuchajcie mamy... - przerwała widząc naszą intymną sytuację. Nawet nie wiecie, w jakim tempie się zerwaliśmy. W samej bieliźnie schowałam się za Austina. Jego tors był na tyle umięśniony, że łatwo, a zwłaszcza dziewczynie, było się skupić na nim. Szybkim manewrem założyłam strój, po czym wybiegłam przed blondyna, dając mu czas na ubiór i zagadałam to czarnowłosej.
- Trish. - ironicznie, choć z uśmiechem na ustach zwróciłam się do przyjaciółki.
- Powiedz, zepsułam wam to. - wyszeptała, pokazując palcami. Skinęłam głową twierdząco, na co ona się zawstydziła.
- Przepraszam. - mówiła cały czas szeptem. - Ale to na prawdę pilne.
- O co chodzi? - spytałam tym samym tonem. Spojrzała na mnie i się lekko zdenerwowała
- A wiesz. Powiem wam o tym później. To taka drobnostka. - próbowała się najwidoczniej wymigać. Już chciała odejść, lecz me słowa skutecznie ją zatrzymały.
- T r i s h. - specjalnie przedłużyłam słowo, by zaznaczyć swoją stanowczość. - Wracaj tu. - jak malutkie dziecko wykonała rozkaz, chociaż chęci za wiele, to ona nie miała. Niech się już tak nie dziwi. Przyłazi i psuje, a później jakby nic się nie stało, próbuje niespostrzeżenie czmychnąć. No nie ze mną takie numery. Lepiej będzie jak od razu powie o co chodzi, później może zapomnieć. No co, przezorny zawsze ubezpieczony. - A więc, o co chodzi?
- N o. - teraz to ona przedłużała słowo. Akurat podszedł do nas Austin, który wyręczył czarnowłosą w tej kwestii, choć, nie na długo.
- Na prawdę nie mogłaś poczekać jeszcze kilkunastu minut. - głupio się uśmiechnęła. Ewidentnie była speszona.
- Dobra Austin. Już sobie to wytłumaczyłyśmy. Jest w porządku. - poklepałam go po ramieniu, by choć trochę pocieszyć z nieudanej gry wstępnej. Ale pocałunki były przyjemne, trzeba to przyznać. - Mów. - zwróciłam się ponownie do przyjaciółki. Tym razem już nic nam nie przerwie.
- Chodzi o to, że... na pewno nie mówię o promie. - chciała ten fakt zaznaczyć. Tylko po co? Czy na prawdę stało się coś strasznego. - Gdy wy tu sobie baraszkowaliście, ja spróbowałam się dodzwonić do jednego z agentów. I udało mi się skontaktować z Mikiem.
- I co? - wtrąciłam się.
- Dowiedziałam się, że utknęli gdzieś tam w Afryce. Maju, czy jakoś tak.
- Chyba Mali. - zauważyłam. - Czyli północna Afryka. To nie tak daleko stąd.
- Mogę dokończyć. - tym razem to ona mi przerwała.
- Yh, oczywiście. - nie byłam wścibska, ale trochę geografii tej nieuczce nie zaszkodzi.
- Dziękuje. - wymusiła sztuczny uśmiech, po czym nawijała dalej. - Mieli jakąś usterkę. Naprawa nie jest trudna, ale niestety lądowali w miejscu gdzie nie ma punktu technicznego do tych spraw, dlatego... - i znowu jej przerwałam.
- Dziwi cię to. To jest Afryka, a nie teren nowoczesnej technologii. - zrobiła tzw. "wściekłą minę". - Już się nie będę wtrącać, przepraszam. Zacisnęła mocno zęby. Nie należała do osób, które lubią być pouczane, zwłaszcza przez przemądrzałych, takich jak ja.
- Jeżeli pozwolisz, to wiedz, że nie każdy jet taki ekspresowy jak ty. - zaśmiała mi się w twarz. Zołza. - A wracając, miejsce, gdzie odbędzie się naprawa, jest trochę od ich pobytu oddalone, dlatego musimy poczekać na ich przylot tu, kilka dni. Powiedział, byśmy do tego czasu na niego czekali i próbowali skontaktować się z Carlem, chyba, że przyleci do nas szybciej. Wtedy decyzja należy do niego. - zakończyła i czekała na naszą reakcję.
- No dobra. Skoro tak mówi, to tak zrobimy. - powiedział Austin. Ja natomiast mu przytaknęłam, bo uważałam identycznie.
Naszą rozmowę przerwało zatrzymanie się łodzi. Przed nami była wyspa, na której pierwszy raz, podczas pobytu tutaj, się pojawiliśmy. Zeszliśmy na ziemię i udaliśmy się do naszego wozu. A prom niechaj tam zostanie. - Josef, szukaj go. - pomyślałam i dołączyłam do dreptających już przyjaciół.

*Oczami Jessie*

- Jak to nie masz jak mi wydać! Myślisz, że mnie to obchodzi! - wściekła krzyczałam na sprzedawcę w jednym z tutejszych sklepów. - Chcę sobie kupić mydło, ponieważ wyobraź sobie, że zamierzam dzisiaj wziąć porządną i przyjemną kąpiel, w gorącej i specjalnie oczyszczanej z aloesem wodzie! Ale mam jeden problem, a mianowicie nie mam mydła! - wyrzuciłam z siebie niniejszą kwestię. No do cholery, żeby w dzisiejszych czasach mieć problemy z kupieniem mydła. No na prawdę, takich kłopotów się nie spodziewałam. Jeżeli ten facet nie zacznie działać, to pogadamy sobie inaczej.
- Ale proszę na mnie nie krzyczeć. Przecież oznajmiam pani, że nie mam jak wydać reszty. Spytałem się, czy mogę dać całość, a pani zaczęła wariować. - odpowiedział, jeszcze spokojnym tonem.
- Uważaj co do mnie mówisz. Nawet nie wiesz z kim masz do czynienia. - prychnęłam mu prosto w twarz. - Może być całość. - przeczesałam ręką włosy, po czym sięgnęłam do torby. Wyjęłam telefon i zrobiłam mu zdjęcie.
- A co pani, przepraszam bardzo, robi? - zdziwiony zadał pytanie. Chyba nie myśli, że będę taka łaskawa i mu odpowiem. - W takim razie dzwonię na policję. - powiedział nie widząc z mojej strony żadnej reakcji.
- Dzwonić to ty możesz co najwyżej do psychiatry. Nie wal do mnie z takim tekstem więcej, bo pożałujesz. Zdjęcie to dowód rzeczowy, a jeśli ci nie pasi, to zjeżdżaj mi stąd. - narzuciłam srogi ton. Jakiś frajer nie będzie mi tu nic zauważał. To ja mam rację, królowa jest tylko jedna.
- Ale to mój sklep, a pani jest nieproszonym klientem. - mądrala się znalazł. Dostałby raz w łeb i od razu by  zamilkł, a tak muszę się z nim użerać.
Zdenerwowana chwyciłam za zakupioną rzecz i trzaskając drzwiami wyszłam z pomieszczenia. - Nic mi nie zrobią. Mam swój immunitet. - zwycięsko zachichotałam. Jeszcze, przed udaniem się do hotelu, skierowałam się w stronę kafejki, w celu zamówienia sobie, popularnej na tej wyspie, Latte Macchiato. Oh, uwielbiam ją. Taka smaczna, a zarazem pojemna. Rozkosz gwarantowana, a na podniebieniu jeszcze przez jakiś czas pozostaje smaczek. - Muszę ją kupić! - i z takim to celem udałam się w wyznaczone miejsce. Po zakupie produktu, poszłam do swojego hotelu.
- Ciepła kąpiel z mydełkiem, kawa, a później dobry film i jakaś kolacyjka. Żyć, nie umierać. - zainicjowałam w swoje plany na dzisiaj, bardzo bogaty system. Już do końca, przynajmniej na obecną chwilę, będę się nim posługiwać.

*Oczami Carla*

Oderwałem się od niej. Ponownie spojrzałem w jej przepiękne błękitne oczy. Uległem, uległem jej urokowi. Me serce zawładnęło rozumem. Może i chwila nieodpowiednia, ale nie pozwolę, by me uczucia zostały w ukryciu. A teraz, gdy mogę wygłosić monolog, zrobię to, nawet wbrew sobie.
- Wszystko w porządku? - czule spytałem.
- Tak. - słabiutkim głosem mi odpowiedziała. Była wyczerpana, ale się nie poddawała. To jedna z cech, jaką w niej lubiłem.
- Kris, ja... ja muszę ci coś powiedzieć. - wyczekiwanym wzrokiem, zmierzyła mnie od stóp to głów. Trochę się speszyłem. - Nie, chyba nie potrafię.
- No mów. - wtrąciła się nie zmieniając tonu. - Nie martw się o mnie. Jestem gotowa na wszystko. - piękne słowa. Tylko czy, aby na pewno jest ich świadoma? Może najpierw zacznę od rzeczy ważnej, a później dopiero przejdę do miłosnych rozterek.
- Ja... ja cię tak strasznie przepraszam. To moja wina. Gdyby nie to, że byłem tak zapatrzony w siebie, do niczego by nie doszło, a tu proszę. ogromnie i jeszcze raz cię za wszystko przepraszam. Prze zemnie mogła ci się stać największa krzywda na świecie. Nigdy sobie tego nie daruję, nigdy. - zacząłem lekko szlochać. Było mi wstyd, tak potwornie wstyd.
- Carl, co ty wygadujesz? To nie twoja wina, to... - i tu zamilkła. Czyżbyś wiedziała kto za tym stoi?
- A kogo niby? Piloci mogli, przecież zasłabnąć. Nie ma innego podejrzanego, w związku z tym winę ponosi szef, czyli ja. - łza poleciała mi po policzku. Głową opadłem na jej brzuch. Wtuliłem się w nią. Potrzebowałem teraz tej bliskości, z całym szacunkiem na jej stan zdrowia.
- Pamiętaj, że nie wykluczone są osoby trzecie. A po za tym samolot mógł mieć usterkę, był zepsuty. Jest wiele opcji. - jej ton głosu troszeczkę się polepszył. Powoli wracała do formy. Ale ja, jeszcze bardziej na te słowa się rozkleiłem.
- Sprawdzenie, czy samolot był w normie to także mój obowiązek. Gdyby nie uczucia, które wtedy plątały moją głowę, to nie zapomniałbym o porannej kontroli. Widzisz, wszystko wskazuje na moją głopotę. - mój głos drżał. Byłem w pustce. Nie wiedziałem co mam robić. Blondynka mnie do siebie przycisnęła. Także nie wiedziała, co czynić. Po prostu zmieniła temat i tyle.
- A o jakich uczuciach mówiłeś? - na te słowa się od niej "odkleiłem". Ponownie spojrzałem jej w oczy. Lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że teraz nastąpił ten wyczekiwany przezemnie moment, w którym wyznam jej miłość.
- Kris. - nie pewnie zacząłem. - Ale trzeba być dzielnym! - taka o to myśl przeleciała mi przez głowę. Szybko się pozbierałem i już pewnie dopięłam swego. - Na początku nie wiedziałem co do ciebie czuję. Miałem mieszane uczucia, mętlik w głowie i tę sprawę na barkach, rozumiesz. I może nigdy bym się na to nie odważył, ale gdy powstał cień szansy, że umrzesz, uświadomiłem dopiero sobie, ile ty dla mnie znaczysz. Kris, ja cię po prostu kocham!

*Oczami Ally*

- Pobudka śpiochy! - krzyczał rozentuzjazmowany Austin. - Wstawać, śniadanko gotowe.
- Jeszcze pięć minut mama. - powiedział zaspana Trish.
- Która godzina? - spytałam przecierając oczy.
- Późna. - odrzekł i mnie pocałował w czółko.
- Czy ja czuję jajka? - zapytałam wyczulając węch.
- Tak, to są jajka. - zaśmiał się pod nosem. - A dokładniej jajecznica.
- Nie mów, że sam ją tutaj zrobiłeś. Skąd miałeś jajka? - ta wypowiedź ewidentnie go rozwaliła. Parsknął głębokim śmiechem.
- Oh, Ally, żebyś ty rano była taka mądra, jak po południu i wieczorem. - musiał mi dogryźć. - A co do pytania, to nie będę się zniżał do tego poziomu i powiem, że ją zamówiłem, więc wstawajcie i jedzcie, póki gorąca. - odszedł cały czas się ciesząc. I kto tu jest dzieckiem?
Wzięłam nowy strój i poszłam lekko się odświeżyć do pobliskiej łaźni (tak to nazwijmy - od aut.). Po chwili pałaszowałam już posiłek. Trish niestety, ale z opóźnieniem, niechętnie do tego, wstała i wykonała poranne czynności.
- To co teraz? - zadałam pytanie, biorąc łyk gorącego kakaa.
- Przede wszystkim powinniśmy się stosować do zaleceń, ale po wczorajszym niedodzwonieniu się do Carla, uważam, że powinniśmy udać się na wyspę Live-ropa. - rzekł Austin. Miał rację. Czarnowłosa szybko na to przystanęła, a ja, nie mając innego pomysłu, podtrzymałam decyzję.
I ponownie, lecz nie tak szybko, ruszyliśmy, no kto by pomyślał, po prom Josefa, dzięki któremu mogliśmy się dostać w wyznaczone miejsce.

***

Myślę, że tyle na razie wystarczy. Jestem i tak po dzisiejszym dniu już okropnie zmęczona, więc dziwię się, że tyle napisałam. Ale czas szybko leci, więc nie spostrzeżenie rozdział się udał.
Co myślicie o tym poście? Czy macie jakieś pytania albo wątpliwości? Jeżeli tak, to podzielcie się nimi w komentarzu, a ja spróbuję na nie odpowiedzieć.
To tyle ode mnie.
A na koniec dodam, że słowa z tej piosenki idealnie do tego bloga pasują"
Mamma mia, here I go again
CZYLI
Mamma mia, który to już raz
 
Meryl Streep - "Mamma Mia"
 (piosenka z musicalu)



"Pozdrawiam"
~~Crystal~~