~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


niedziela, 29 marca 2015

Znalezienie Luli & Spotkanie z wilkiem

Idąc tak mieliśmy szansę podziwiać to miejsce. Było bardzo piękne. W samym centrum wyspy stała ta wspaniała rezydencja, a wokół niej "francuskie ogrody". Pachniało tu świeżą wonią. Powietrze było takie czyste. W dodatku sprzyjająca pogoda i u błogi relaks sprawiają, że czujesz się tu jak w raju. Teraz się nie dziwię, że jego kryjówka znajduję się tutaj, przecież to sama sielanka. Mam nadzieję, że Lula ma prawo i ochoczo korzysta z tych dóbr, że jej po prostu dobrze. Inaczej ten drań będzie miał kłopoty. Ale wracając, to powoli zbliżamy się do celu. Przyznam, że jestem lekko zmęczona. Trasa łatwa, ale długa. Nie jestem zbytnio typem sportowca, dlatego te dni dały mi się we znaki. Chyba po powrocie do domu zapiszę się na jakieś kursy, może wstąpię do jakiegoś klubu albo najlepiej sama wezmę się za jakąś serię ćwiczeń, bądź rekreację.
- Hmm, taa, na pewno. - pomyślałam ślicznie się uśmiechając.
Przekroczyliśmy próg bramy. Oficjalnie znajdowaliśmy się w środku. Szybciutko deptakiem dostaliśmy się na górę. I nareszcie... dotarliśmy.
- Simon, Ronald, Ben! Gdzie wy do licha byliście? - krzyknął jakiś chłop przed nami. Chyba musiał dowodzić tą strażą, ale mógł też być tylko gburowatym typem.
- Na przerwie. - sarkastycznie, lecz z powagą rzekł Austin. Jako jedyny w pełni miał możliwość upodobnienia swego głosu do jednego z ochroniarzy. My miałyśmy małe szanse, ale jak zajdzie taka potrzeba to spróbujemy. Nie ma problemu, choć nie jestem zbytnio przekonana do tego powiedzenia. Ale nie ważne.
- Na przerwie mówicie? - powiedział donośnie spoglądając na mnie i Trish.
- Mówię. - poprawił go Austin. Chciało mi się śmiać. Z wielkim trudem powstrzymywałam tę czynność. Zerknęłam na Trish. Usta, aż się jej wykrzywiały. O matko, ile my musimy się nacierpieć, by coś zdziałać. Uh.
- Od kiedy wy jesteście tacy mądrzy? - krzyknął. W sumie cały czas krzyczał, ale pewnie on nazwał by to głośnym mówieniem.
- Od dzisiaj, ale nie ważne już. - zaciągnął powieki, by nie uronić łez wywołanych przez kujący śmiech w brzuchu.
- Uważaj lepiej, bo pożałujesz. A teraz zdać raport!
- Raport jest taki, że... yyy... nic się nie dzieje na terenie, który penetrowaliśmy.
- Więc jest w porządku?
- Tak, jest w porządku.
- Dobra, znikajcie! - krzyknął i odprowadził nas wzrokiem. Szczególną uwagę zwrócił na blondynie. Dlaczego? Wydaje mi się, że może się czegoś domyślać, ale jak na razie nic nie odkrył, więc jest luz.
- Mało brakowało. - powiedziała Trish. - Myślałam, że ten mięso głowy nas zeżre normalnie. Stał i się patrzył w taki sposób, jakbyśmy byli jego obiadem. Ciary mnie przeszły i to na wylot. Brr. - burknęła na znak swego chłodu do wcześniej wymienionej osoby. Jeśli chodzi o mnie, to mam podobne zdanie, ale nie będziemy się, przecież nim przejmować.
- Spokojnie, dostanie z gazu i będzie po gościu. Bardziej martwi mnie fakt, że tamci się pozbierają, a wtedy wszystko się wyda. I co zrobimy? - troszeczkę panikowałam. Miałam złe obawy.
- Ally, pamiętaj, że jesteśmy tu w słusznej sprawie. Po za tym załatwimy to, co mamy do uczynienia i spadamy. Na pewno zdążymy. Naszym największym zmartwieniem powinien być natomiast fakt, iż oni tu jeszcze nie dotarli.
- Kto nie dotarł? - wtrąciła się Trish. Chłopak spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Trish, czy ja ci muszę to znów wytłumaczyć?
- Może spróbuj się sama domyślić o co chodzi. - zaproponowałam. Niechętnie, ale poszła na ten układ.
- Masz rację Austin. Tak zrobimy. A teraz do dzieła. - triumfalnie powiedziałam i jako pierwsza ruszyłam, a za mną oni.
Otworzyliśmy drzwi, duże, na moje oko dębowe z pięknie zdobionymi wzorkami. Do tego złota klamka. Wg mnie pieniądze wyrzucone w błoto, ale jak się ma tyle forsy, to i rozum staje się bardziej pusty. Zaczyna się chcieć luksusów ponad wszystko. Strach się tylko bać, co ci milionerzy jeszcze wymyślą. A jeżeli o nich mowa, to ja rozumiem, że można dobrze i dużo zarabiać. Oczywiście, jeżeli jest to uczciwa praca. Ale w jego przypadku, to się nie mieści w głowie. Na nieszczęściu innych, przestępstwach i morderstwach Live-rop dobył takiej wielkiej fortuny. Mam nadzieję, że będzie się smażył tak głęboko w piekle, ile zer ma na koncie w banku. Należy mu się!
- Nic tutaj nie ma. - znudzona wreszcie odezwała się czarnowłosa. - Łazimy i łazimy, nogi mnie bolą jak cholera, a i tak niczego nie mamy. No ile można? Gdzie oni wszyscy są? - krzyczała rozgniewana.
- Cicho, bo nas ktoś usłyszy. - szybko zareagował Austin. - Ale zgadzam się z tobą. Może chodźmy zobaczyć na "tyły". - zaproponował. Przytaknęłyśmy. Po chwili byliśmy w ogrodzie. Na pierwszy plan rzucił mi się obraz przeogromnego basenu. Była w nim taka czysta woda, pewnie w dodatku chlorowana. Oh, ile ja bym dała, by się w niej popluskać. Pod warunkiem, że jest ciepła albo raczej gorąca.
Spojrzeliśmy przed siebie. To co zobaczyliśmy, nie mieściło nam się w głowie. Otóż na placu zabaw, który znajdował się na lewo od basenu, bawiła się nasz córeczka, a z nią niezgadnięcie... Live-rop! No to się już mi nie mieści w głowie, a cały ten harcem dopełniały panienki, pewnie modelki z uwagi na ich figurę, które ochoczo w skąpych strojach kąpielowych biegały po skwerze. Byliśmy mocno poddenerwowaniu i przejęci. Co mamy teraz zrobić?
 
*Oczami Jessie*

- Ach, jak mi błogo. Ach, jak mi dobrze. Ach, tylko nie tak mocno. - ochoczo korzystałam z tutejszych atrakcji. Byłam w SPA, nie jakimś tam byle jakim, lecz najlepszym na wyspach morza śródziemnego. Masaż, jaki mi towarzyszył był cudny, po prostu cudny, a ta kobieta? Nie chcę mi się nawet jej obrażać. Nie dlatego, że straciłam swój dawny humor, tylko dlatego, że chwila tego ode mnie nie wymagała. - Dobra, koniec. Młodsza przecież stąd nie wyjdę. - zaśmiałam się. Popatrzyłam na nią. Jej oczy ewidentnie wskazywały drzwi na znak, bym się stąd ulotniła. Bez przesady, chyba moje towarzystwo nie było takie straszne. Co z tego, że gadałam cały czas? A co niby jej zdaniem miałam robić?
- Dziwaczka. - chrypłam na do widzenia i wyszłam, jak to w zwyczaju miewam, trzaskając drzwiami. Poszłam jeszcze tylko na mały aerobik, chciałam też skorzystać z kąpieli błotnych, ale błoto to nie najlepsza maść na moją cerę.
Wyszłam na zewnątrz. Zerknęłam na telefon. 3 nieodebrane połączenia od "W". - Ciekawe, czego ten łysy szczur chce od mojej zacnej osoby. - pomyślałam. - Oby nie pieniędzy, bo ich i tak nie dostanie. - znowu się śmiałam. Nie byłam osobą, która radośnie się dzieli tym, co ma. Byłam raczej taką na "e" coś tam, ale nie pamiętam co. Może elegantka albo empatyczna. Ciekawe, co to drugie znaczy. Hmm, tak, pewnie to to. Finito, zakończyłam dialog w swej głowie. Po namyśle do niego zadzwoniłam.
- Halo? - odezwał się ten strasznie ochrypły i zdrętwiały głos tego łysola. Aż mnie odraza przeszła na samą myśl, iż on tu gdzieś może stać. Dlaczego ten mafiosa nie mógł se załatwić ładniejszej buźki, tylko taką poczwarę.
- To ja Jessie.
- Aha. Czego chcesz? - co za uprzejmość. Sam do mnie dzwonił, a teraz się pyta czego ja chcę. No to są już wszelkie szczyty.
- A wiesz mam problem. Nie wiem w jakim odcieniu ubrać buty na wieczorną kolacją, na którą się wybieram. - dodałam po chwili dalszą część zdania, by zaznaczyć swój gniew.
- Powinnaś wiedzieć, że ja ci nie pomogę. Jeśli to nic ważnego, to ja...
- Posłuchaj kretynie. - wtrąciłam się oczywiście na znak uprzejmości. - Nie o to chodzi. Dzwoniłeś do mnie, bo czegoś za pewne chciałeś. Teraz ja oddzwaniam, by się dowiedzieć o co chodziło. Czaisz? - spytałam lekceważącym tonem.
- Aha, o to chodzi. To, to było nieważne. Wiesz, miałem usterkę w aucie. Mechanik nie odbierał, służba drogowa też nie, to zadzwoniłem do ciebie. Pamiętam jak na kursie przygotowawczym odpaliłaś samochód za pomocą wykałaczki. Pomyślałem, że skoro tyle potrafisz, to to będzie dla ciebie pestką. Jednak po krótkim czasie się rozmyśliłem. To tyle, koniec historii. Pa. - i się rozłączył. Nie wiem, czy to właśnie zamierzał, ale poczułam się odtrącona. Wkurzył mnie i to na maksa. Za to porachuje mu kości. Palant jeden. Ugh, nienawidzę tego typa! Z jednej strony chcę mi się krzyczeć, z drugiej wiem, że nie mam na to czasu, dlatego też się zbieram, ponieważ wieczorem wybieram się na arcyciekawe spotkanie.
 
*Oczami Carla*

Powoli zaczęliśmy rozwijać skrzydła. Załoga czuła się już lepiej. Mimo to nie było nam do śmiechu. Tkwiliśmy na wyspie, można nawet powiedzieć więcej, czyli dokładniej na bezludnej wyspie. Nie było tu żywej duszy, nikogo, no może po za tutejszą zwierzyną. Na razie przede wszystkim w oczy rzucały się owady, ale pewnie idąc w głąb atolu, ich ilość, by się zwiększyła. Dzień mijał za dniem. Nie byliśmy nieporadni, byliśmy raczej pozbawienie wszelkiego rodzaju środków masowego przekazu. Jedyna nadziej w tym, że albo nad nami będzie leciał samolot, bądź helikopter, albo przypadkiem przepłynie tędy łódź. To nasz jedyny punkt zaczepienia. Boję się jednak, iż nikt nas nie znajdzie, a wtedy będziemy zgubieni. Chociaż nie ma co narzekać. Jest paru silnych chłopów, jestem też ja i Kris. Razem możemy zdziałać bardzo dużo. Jeżeli zajdzie taka potrzeba to zbudujemy mocną tratwę. Ale z tą decyzją poczekamy jakiś czas. Nadal mam nadzieję, że może nawet Mike nas odnajdzie. Oby te przypuszczenia się spełniły, inaczej będzie kiepsko. A teraz wybaczcie, ale czas najwyższy się trochę tutaj rozejrzeć.
- Idę w głąb lasu. - powiedziałem ubierając plecak. Może przez przypadek znajdę jakiś trop człowieka albo pozostałości po nim, czyli na przykład stację nadawczą, czy coś w tym rodzaju. Szczerze, szanse na to są niewielkie, ale jak się czegoś na prawdę pragnie, to wszystko jet możliwe. Ja wierzę, że nam się uda. Mam nadzieję, że oni również. W końcu co dwie głowy to nie jedna.
- Poczekaj. - usłyszałem głos Kris. - Ruszam z tobą. Mam już dość tego "nic nie robienia". - ewidentnie zaznaczyła ostatni zwrot, by dać do zrozumienia swój pośpiech.
- Ale jeszcze niedawno byłaś nieprzytomna. Jesteś pewna, że znajdziesz siły, by temu podołać.
- Tak. Jest dobrze. Chodźmy. - nie byłem co do tego pewien, czy aby z nią jest wszystko dobrze, ale koniec końców się zgodziłem.
Trasa była nietrudna. Trochę kamieni, patyków, zarośnięte runo leśne i mech. Na dodatek wielkie drzewa, krzewy i pełno przenajrozmaitszych kwiatów. Były tak kolorowe, że razem tworzyły najbarwniejszą tęczę. Było tu jak w raju. Cisza, spokój i świeża natura. Może to miejsce się idealnie wykształciło, ponieważ człowiek nic tutaj nie zdziałał. Gdyby tak było wszędzie, to świat byłby piękniejszy. Marzenia, może nawet do spełnienia... Wracając, powoli mam już dosyć tej wędrówki. Z powietrza wydawało się, iż nie ma tu co zwiedzać, a w praktyce jak zwykle jest inaczej. Jeszcze chwila i wyzionę ducha. Muszę przyznać, że nawet Kris dawała radę. Nie było widać po niej zmęczenia. To dobry znak, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Powinna mieć się na baczności, inaczej będzie krucho.
- Wszystko dobrze? - spytałem.
- Tak, a co? - odpowiedział podejrzliwie się uśmiechając.
- Nic. - zakończyłem temat. Mimo, że mógłbym spędzać z nią każdą wolną chwilę, tak w tym momencie nie było o czym rozmawiać. Miałem pustkę w głowie. Nie wiedziałem co robić?
- Patrz, owoce! - krzyknęła rozentuzjazmowana. Pokazała palcem na szczyt niedużej górki. Na jej szczycie znajdowało się drzewo, bardzo urodzajne, za pewne z dziką zawartością. Rosły tam dojrzałe pomarańcze. Obok tej rośliny stało drzewo z gruszkami, dalej z cytrynami i tak w kółko. Trochę tego było. Mniam, aż ślinka cienkie. Szybko zbliżyliśmy się do sadzonek. Już prawie mieliśmy owoc w garści, gdy nagle zza krzaka wyleciało stado przepiórek. Jest to miejsce dzikie, dlatego nie zważajmy na szczegóły, czy owe przepiórki mogą tu żyć. Były takie słodkie. Szkoda, że nie powiedziały nam, iż przed czymś uciekają. Za nimi wybiegł dosyć ciekawy okaz wilka. Przeraziliśmy się. Ptaki schowały się za nami, następnie uciekły. Jednak wilk pozostał. Patrzył się na nas. Z pyska ciekła mu piana. Chyba był zarażony wścieklizną. Serce biło mi bardzo szybko. Nogi się uginały. W jednej chwili straciłem całą siłę do jakiegokolwiek ruchu. Czasu było mało. Co tu robić. W takiej do jednoznacznej sytuacji pozostawaliśmy, a słońce powoli zachodziło. Ciemność na pewno nam drogi nie oświetli. Byliśmy zgubieni!
 
*Oczami Ally*

Byłam mocno poddenerwowana, jednak cała złość tak jakby przeszła. No bo o co tu się gniewać. Na twarzy mego dziecka widniał najszczerszy uśmiech. Ten fakt podnosił mnie stanowczo na duchu. Nie powiem, że miałam lekkie obawy, iż ten typ nie będzie za miły dla mojego dziecka, ale najwyraźniej się myliłam. I dobrze. Tylko co teraz? Przecież nie wejdziemy tam tak po prostu, nie ujawnimy kim jesteśmy i nie zażądamy, by ten łotr oddał nam Lulę. No szlak mnie zaraz trafi. Z jednej strony dobrze, z drugiej źle. Chyba nie mamy dzisiaj szczęścia.
- I co teraz? - spytała dociekliwa Trish.
- Nie wiem. - odparłam. - Wydaje mi się, że na razie powinniśmy się wycofać. Przynajmniej do czasu, aż tamci do nas dołączą. Nic tu nie zdziałamy, a ja i mam nadzieję, że wy, jestem zadowolona tym, co zobaczyłam. Lula ma się dobrze, wygląda na okaz zdrowia. To mi wystarcza. - zakończyłam i się szeroko uśmiechnęłam.
- Ally? - zaczął nie pewnie Austin.
- Co?
- Może jestem przewrażliwiony, ale obawiam się, że Louise może się do Live-ropa za bardzo przyzwyczaić.
- Co masz na myśli? - spytałam troszeczkę się niepokojąc.
- To, że się do nas nie przyzwyczai, że będzie płakać i tęsknić. Pamiętajmy, że już jakiś czas tu przebywa, a nas? Skąd nas może pamiętać. Była wtedy taka mała. Szybko nam ją odebrano, dlatego moje obawy mają takie i owakie postawy.
- Miejmy nadzieję, że wiara nas nie opuści, a Lula to zrozumie. - powiedziała Trish. Jednak te słowa nie poprawiły mi nastroju. Austin widząc to, podszedł do mnie i mnie przytulił. Od razu poczułam się lepiej.
- Po za tym jest jeszcze mała. Dobrze bawić się można z każdym. Ale przyznam, że nie spodziewałam się, iż poznam Live-ropa z drugiej strony. Zawsze wyglądał na obrzydliwego człowieka, a tu proszę. Ally, miałaś rację co do twierdzenia, że nie należy oceniać książki po okładce.
- Tak, ale są wyjątki. - zaśmiałyśmy się.
- Dobra, wracajmy na Sycylię. Niedługo tu wrócimy. Chodźcie. - oznajmił blondyn. Po chwili oddaliliśmy się na bezpieczną odległość. Na szczęście tamci się nie przebudzili, więc się nam upiekło. Rzeczy im zostawiliśmy, może będą mieli amnezję i wszystko co widzieli zapomną. Po wyjściu z "klatki" udaliśmy się do promu, a następnie z powrotem na wyspę.
 
***

Zakończenie nudne, wiem, ale nie mam czasu na jakiekolwiek rozpisywanie, więc będę pisać ściśle, szybko i krótko.
Miałam niecałe dwa tygodnie przerwy z powodu choroby. Dopadła mnie nie dawno grypa. Byłam jak zabita. Nie miałam sił na nic. Migrena, kaszel, katar i gorączka. Wiecie jak to jest. Czułam się potwornie. Do tego mój kot ciężko zachorował. Ma anemię i trzeba go leczyć, a ja jako właściciel się o niego martwię, dlatego też nie mam czasu na pisanie. Do tego jeszcze dojdą święta. Mam mnóstwo rzeczy na głowie z tym związane, dlatego wydaję mi się na sto procent, iż ostatni rozdział pojawi się jutro albo w środę. Następny dopiero po świętach. To tyle. Nie składam wam jeszcze życzeń, ponieważ się jeszcze zobaczymy. Pozdrawiam.

Aqua - "Baby Girl"

 
~~Crystal~~

1 komentarz:

  1. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie miałam totalnie czasu, żeby skomentować ten rozdział. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, tak samo jak krótkość tego komentarza, ale nie mam siły.
    Dobra, wreszcie muszę to z siebie wyrzucić. Proszę, nie pisz tego skrótu 'wg'. Może tak jest łatwiej, ale skrótowców tego typu raczej sie nie używa się w opowiadaniach.
    Uh, wybaczę Ci to zawsze ogarniętym Austinem.
    Ugh, z każdym rozdziałem Jessie wkurza mnie coraz mocniej. Mam dość jej wysokiej samooceny i myślenia, że wszystko jej wolno, szacunku do nikogo nie ma. Jest wstrętna. Ale, znów, wybaczam Ci to perspektywa Carla. No uwiebliam gościa, choc jest dośc naiwny i łatwo wierny. Spodobały mi sie opisy tej bezludnej wyspy. Masz za to dużego pluusa. Ale boję sie co ten wilk może im zrobić. Po tobie w końcu wszystkiego można sie spodziewać.
    No i znów przeskakuję do Austina. Jest uroczy, ale ma słuszne obawy. Ciąle zastanawia mnie jaki był w tym wszystkim cel. Jestem najbardziej za kasą, chociaż nie wiem na cholere one LiveRopowi.
    Mówiłam, że będzie krótko, wybacz.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń