~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


poniedziałek, 16 lutego 2015

Słowa & Rozbicie

- Spokojnie. Nic nie możecie mi zrobić. Powiem coś więcej, jeżeli mnie skrzywdzicie, to już nigdy nie zobaczycie swojej ukochanej córeczki, a tego chyba byśmy nie chcieli. - te słowa to był cios poniżej pasa. Jak ta szmata tak mogła? Przecież niby była z nami, a jednak przeciwko nam. Tylko co ona miała na myśli, czyżby Louise stała się jakaś krzywda?
- Co masz na myśli? - wtargnęłam znienacka. - No mów. Jeżeli coś się jej stało, to będziesz miała... - i tu ruda ponownie zabrała głos.
- Nic jej jeszcze nie jest. - powiedziała głośno akcentując trzecie słowo. - Wasza rola jest bardzo prosta w tej grze, więc chyba dalej już nie będę mówić, wiedząc, że słowa wyrażają więcej niż czyny. No może nie w tym przypadku. - zauważyła i rzuciła nam jakiś dziennik, notes, w sumie nie wiedziałam do końca co to jest. - No, zerknijcie do środka. - poganiała nas. Czego mieliśmy się w środku spodziewać. Ja osobiście najgorszego, ale trzeba być dobrej myśli.
Austin otworzył na pierwszej stronie, która jednocześnie była ostatnią. Też mi dziennik. Na okładce ten napis, a w środku jedna kartka, pomysłowe nie. Ale na to wpaść już tylko mogła nasza pani geniusz.
W tym czymś, bo nie wiem do końca już jak to nazwać, zobaczyliśmy od razu zdjęcie naszej córki. Lekko się uśmiechnęłam. Nie było stare, było może zrobione kilka dni temu, przynajmniej tak sądzę, ale nie mam ostatecznej pewności, by to stwierdzić. Przewróciliśmy, by ujrzeć drugą stronę kawałka papieru. To, co tam widzieliśmy, nie sprawiło już w nas tyle radości. Otóż znajdowała się tam wielka, czerwona plama krwi. Tak, była to krew, tylko czyja?
- Co to ma znaczyć? - podeszłam do niej z pretensjami ukazując wybraną stronę.
- To. To jest nic. - tak głupiej odpowiedzi, przyznajmy szczerze, się nie spodziewałam.
- Nic! - zareagowałam impulsywnie. - Nic to ty możesz nie znaczyć. Ja pytam się tu poważnie. Wiem, że dawno odłączyłaś sobie tlen, więc może masz niedotlenie mózgu, ale proszę cię. Rusz głową i odpowiedz na moje pytanie! - tutaj nie było nikomu do śmiechu. Ruda była taka głupia. No niech ona do cholery zacznie mówić z sensem albo... Chyba, że ona z nas pogrywa. Nie, przecież tak debilnie, w dodatku specjalnie, by się raczej nie zachowywała. Nie sądzę, by sama coś takiego wymyśliła. Nie! To niemożliwe!
- Nie prowokuj mnie kochana. - na te słowa parsknęłam głębokim śmiechem. - Co cię tak bawi?
- Wszystko, ale najbardziej to ty. - i znowu śmiech. Ile ta babka miała w sobie energii, tylko nie wiem jeszcze, czy dobrej lub złej.
- Dobra. - wtargnął w "nas" Austin. - Przestańcie już. - popatrzył na mnie na znak, że nie warto. Później zwrócił się do niej. - Skończ to, co zaczęłaś.
- Powiem tylko tyle, że jeden wasz fałszywy ruch i z tym małym bobaskiem będzie źle. - już chciała odejść, lecz sobie coś uświadomiła. Odwróciła gwałtownie głowę i oznajmiła:
- Aha, zapomniałabym. Pomoc z zewnątrz będzie główną przyczyną makabry. - zakończyła i pobiegła.
- I co? - zaczęłam. - Gonimy ją?
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. - powiedział Austin.
- O dawajcie. Słyszeliście co mówiła. Albo my, albo ona. - na te słowa jasne było, że trzeba będzie ruszyć w kolejny pościg. - Ale tym razem będziemy skrycie ją śledzić, ok. - przytaknęliśmy na jej słowa. Po chwili ruszyliśmy w drogę.

*Oczami Kris*

- No i gdzie tu wylądować? No gdzie? - na obecną chwilę takie tylko myśli zaprzątały mi głowę. Trzeba było zatrzymać się w miejscu, gdzie na pewno nikogo nie będzie, a to łatwe nie było, zwłaszcza że musiałam się spieszyć, bo w każdej chwili do kokpitu mógł zajrzeć ktokolwiek, więc miałam ogromny problem. na szczęście, zbytnio się nie wysilając, znalazłam odpowiednie miejsce.  Wyspa Wolfa, tak nazywała się wysepka przed nami. To chyba odpowiednie miejsce. Dziwna nazwa, więc są ogromne szanse na to, iż jest nie zamieszkała.
Powoli, lecz skutecznie obniżałam lot na tyle, by jak najbliżej zbliżyć się do lądu. Teraz pozostała mi tylko kwestia awarii, a potem happy end, no może jedynie dla mnie, bo nie sądzę, żeby oni się z tego cieszyli. Jeden odpowiedni ruch i po sprawie.
Trzeba tylko jeszcze udać się w tamto miejsce. Pilotów "odłożyć" na fotele, a później cichaczem przenieść się na swoje siedzenie. - Dziwię się, że nikt się nie skapnął. Nie było mnie przez prawie cały lot i nic. Niby są to agenci, ale dla mnie to zwyczajni frajerzy i tyle. - powiedziałam z ironią w głosie. Przewróciłam oczami. Przydał im by się ktoś taki jak ja, co by pokazał co to prawdziwa robota, ale nie zamierzam w najbliższym czasie zmieniać pracy. Nie przepadam za tym co robię, ale pieniądze są, więc muszę się cieszyć i tyle.
Wyszłam z łazienki i udałam się w wyznaczone miejsce. Weszłam do środka i załatwiłam sobie. Na początek się wydaje, że wszystko nieźle zaplanowane i dopracowane "od a do z", ale jedno mi gdzieś tam uciekło. A mianowicie to, że bacznie obserwował mnie Carl. Nie wiedział do końca, gdzie dokładnie chodziłam, ale widząc mój pośpiech, determinację i jakąś chorobę z powodu nieusiedzenia w miejscu, podążył za mną.
- No i gotowe. - rozbrzmiałam głębokim uśmiechem. nagle usłyszałam, że drzwi się otwierają. Zamarłam. Za mną stanął Carl.
- Mogę wiedzieć co tutaj robisz? - spytał z ogromną cierpliwością w głosie.
- Ja? - odpowiedziałam niepewnie.
- Możesz nie robić z siebie kretynki jak zwykle, tylko od razu przejść do sedna. Przecież widzisz, że patrzę na ciebie, więc nie wiem po co głupio odpowiadasz. - zauważył. W ten sposób oszczędził wam moi drodzy, jakiejś kilkunastozdaniowej rozmowy.
- Nic. - nerwowo odpowiedziałam. - ja tylko szukałam... yyy... kolczyka? - nie pewnie powiedziałam.
- Kolczyka? - wyraźnie powtórzył.
- Tak, kolczyka. - ironia w głosie to już "chleb powszedni".
- A kiedy go niby tutaj zgubiłaś, co? - zauważył.
- No jak to kiedy, wcześnie jak tu byłam. - a się wkopałam tym zdaniem. I jak ja teraz z tego wybrnę? No jak?
- Wcześniej? A co ty tutaj wcześniej robiłaś? - znowu zapytał, jakby nie chciał dać mi spokoju.
- No i po co te wszystkie pytania. Przyszłam tu wcześniej, bo jak przypadkiem tu przechodziłam, to piloci mnie poprosili o pomoc, a ja oczywiści wiesz, się zgodziłam. N o i wtedy musiałam to uczynić. - trochę pogmatwana ta historia, ale mam nadzieję, że się pokapował o co mi biega.
- Co uczynić? - czy on nie da mi spokoju. Przecież mu przed chwilą to powiedziałam, a on nadal gra głąba. I niby to ja tu jestem ta głupia.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Dobra chodźmy już. -szybkim krokiem do niego podeszłam, złapałam za rękę i próbowałam wyprowadzić, lecz swoją niebanalną siłę mi w tym przeszkodził.
- Poczekaj. Muszę zamienić słówko z pilotami.
- Nie! Nie możesz. - zareagowałam gwałtownie. Po chwili uświadomiłam sobie, że zabrzmiało to idiotycznie.
- Jak to nie mogę? Kris, czy coś się stało? - nie dał mi nic powiedzieć, gdyż ruszył do nic.
- No to już po mnie. - pomyślałam. Uratował mnie jednak fakt, że plan ostatecznie ukończył fazę trzecią, czyli rozbicie na wyspie część 3. Ekstra nazwa, prawda. Jak byłam mała, to z dziewczynami z osiedla bawiłyśmy się w takie tam wymyślanie nazw, tytułów itp. Oczywiście mistrzyni była tylko jedna. Takie słowa jak: "Giba się szyba", "Troton", "Pion równa się tron", czy "Wąskie chodniki", to klasyka w moim niedużym miasteczku. Ja budowałam tamtejszy slogan ulicy. Nie chcę się ukrywać, ale byłam jego gwiazdą. Do dzisiaj mam puchary za pierwsze miejsce w konkursach, które sama organizowałam. Byłam w nich najlepsza. Nikt się ze mną nie był w stanie równać.
Ale powracając do kiepskiej sytuacji, to mamy problem. Otóż samolot może i był nisko, więc zderzenie z wyspą nie będzie olbrzymie, ale i tak możemy wszyscy lub wcale nie wyjść z tego cało.
Po chwili lotu albo raczej spadania, samolot nabrał prędkości. Carl i ja spojrzeliśmy w szybę. Dokładnie widzieliśmy cel, w którym lecimy. To mógł być już koniec! Coraz szybciej i bliżej, coraz szybciej i bliżej, i tak w kółko. Jedyne co jeszcze mogłam tutaj dodać, to fakt, że się już rozbiliśmy. Nastąpił nieduży wybuch. Po całkowitym złączeniu się z ziemią, odlecieliśmy w różne strony. Niestety, ale uderzyłam się mocno w głowę, więc zapamiętałam tylko to, że wokół mnie zaczęło wszystko cichnąć, a obok pojawił się, narastający z czasem, płomień.

*Oczami Ally*

Już od jakiegoś czasu śledziliśmy Jess. Nieźle dała nam w kość. Myślałam, że już nigdy nie zwolni. na szczęście te obawy nie miały ku sobie żadnych podstaw, ponieważ ruda zwolniła w połowie, za pewne czując się bezpiecznie oraz wiedząc, że nikt jej nie śledzi. Z tym się akurat myliła. Przecież my ją widzimy. I gdzie to jej myślenie, chyba że wiedziała, iż ją śledzimy. Ale zaraz zaraz. Przecież ona o tym nie miała pojęcia, więc nie bądźmy złej myśli. Róbmy po prostu swoje, tak samo jak ona.
- Mam nadzieję, że nasza "grupa wsparcia" się w końcu pojawi. - wyraźnie ich zacytowała. - Powinni już tu dawno być. A jest?
- A jest inaczej. - ewidentnie dokończył za nią Austin. - dajmy im jeszcze trochę czasu. Nie ma pośpiechu. na pewno dotrą na czas, a my tym czasem zajmijmy się sobą, dobra. - kiwnęłyśmy twierdząco głowami.
- Co ta ruda kombinuje? - powiedziała Trish. - Już od jakiś 5 minut tutaj stoi i nic. - zaczęła się wyraźnie nudzić. - Zaraz tam wyjdę i tak jej zmasakruje facjatę, że własny ojciec jej nie pozna. - była oburzona. W sumie my też. Stoi i stoi. W ogóle się nie rusza, a my. Nasz czas w końcu się wyczerpie, ale ona ma go chyba pod dostatkiem, wciąż tak tkwiąc w tej pozycji.
- Trish, spokojnie. Niech ruda zrobi to co tam robi. Dajmy jej jeszcze chwilę. - niechętnie przystała na mą propozycje. Wychyliłam się zza krzaka, by ujrzeć Jessie. Nie mogłam uwierzyć w to co robi. Ona zaczęła czyścić sobie buta na środku ulicy. Na dodatek wyjęła z torebki zestaw do dezynfekcji, na cholerę nie wiem, po co on jej był.
- No przecież to jest debilka! - Trish niemal wybuchła widząc to zajście.
- Ona ma na prawdę coś z głową. - kiwałam przecząco głową, by zaprzeczyć tezie, ale na marne. Faktom nie można się sprzeciwić, nie można.
- Wiecie. Zaczynam odnosić wrażenie, że nie jest to zwykły zestaw. Ona coś kombinuje. - zauważył Austin.
- Możliwe. Pewności nie mamy. - przystałam na jego słowa.
Po chwili ruda się "spakowała" i ruszyła w stronę portu, a my tuż za nią, śledząc każdy jej krok.
***
Dzisiaj bez końcówki ze znakiem zapytania.
Nie miałam pomysłu co tu dalej napisać, więc na tym etapie ten rozdział zamykam.
Nie wiem, czy kolejny pojawi się w środę. Jestem totalnie przeziębiona, więc nie mam żadnych sił na pisanie. Ten ledwo co udało mi się skończyć. A teraz idę wypoczywać, a wam kochani życzę dużo zdrowia.
Na koniec piosenka:

Beyonce - "If I Were A Boy"

~~Crystal~~

2 komentarze:

  1. Obiecałam? To i jestem. Na szybko niestety. Czas jest taki okropny.
    Lecim!
    Jassie.. Czy ona aby napewno nie jest chora psychicznie? Jest okropna. Nigdy jej nie lubiłam i to się nigdy, przenigdy nie zmieni tym co ona tu odstawia. Istna makabra.
    A ten wypadek samolotowy… nie! Wszyscy, tylko nie Carl! Kris, ty wredna jędzo. Zgiń.
    Ale Carla to mi naprawdę szkoda. Zakochał się w złej kobiecie. Skąpej egoistce. A żeby tak się tym hajsem udławiła! To samo Jassie. Podłe jędze…
    Szkoda mi tylko tych osób, które ciepią przez takich ludzi bez sumienia. Ally, Austin, Trish, Carl, Lula… Biedni. Mam ochotę ich wszystkich przytulić!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń