~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


poniedziałek, 23 lutego 2015

Takie miejsce & Przerwany pocałunek

Po niedługiej przechadzce, znalezieniu schronu i pożywienia, udaliśmy się kolejnego dnia na poszukiwania. Nie wiedzieliśmy, czy aby na pewno nikt nas nie obserwuje, bądź śledzi. Ale o jednym byliśmy przekonani, że nie odpuścimy, póki nasza córka nie wróci z nami do domu. Tak chyba się mówi, ale wiecie o co mi chodzi, więc już nie będę przedłużać.
Łaziliśmy bo lesie, który porastał obrzeża wyspy jakieś kilka godzin. Na prawdę, myślałam że ten horror nigdy się nie skończy. A to był dopiero początek tej przygody. Bowiem nie byliśmy świadomi zła, które za chwilę się tutaj pojawi.
- Gdzie do cholery znajduje się ta willa? - mówiła rozzłoszczona Trish. Trzeba przyznać, humorek jej dopisywał. Najpierw smutek, potem śmiech, a na koniec cała czarnowłosa, czyli "przybrane zło". Oczywiście nie dosłownie, ale znając jej charakter, można tak uważać. Przynajmniej ja tak sądzę.
- Nie gorączkuj się tak. Nie warto. - starał się ją uspokoić Austin.
- Dokładnie. Po za tym nigdzie się nam nie spieszy. I nie chodzi mi o to, że możemy jej szukać w nieskończoność, tylko o to, że nie mamy planu, a ci którzy mieli nam wtórować, przepadli i prędko się tu nie pojawią, więc sama widzisz. - bezinteresownie wytłumaczyłam jej swoją rację. Chyba została prze zemnie przekonana, bo nie zaczęła protestować jak to zazwyczaj czyni.
- Ale mimo to nie. - odezwała się tak nagle. Lekko się, aż przeraziłam. Takie gwałtowne wypowiedzi nie są w jej stylu.
- Co nie? - próbowałam ją naśladować.
- Nie, czyli to, że chce się wam tak chodzić w kółko. Nic w ten sposób nie osiągniemy, a ja mam już dosyć tego łażenia. Nogi mnie bolą, jestem niewyspana, no może w pełni najedzona... - i zaczął się jej monolog. Tego najbardziej się obawiałam. No ile można? Za chwilę zacznie mówić, że boli ją tyłek, jest jej nie dobrze, chce do psa itd. A ja? Ja na prawdę nie chcę tego słuchać, no Austin chyba też, bo jednoznacznie dawał mi do zrozumienia, bym "zamknęła" jej usta.
- Trish, a nie męczy cię ta ciągła paplanina? - spytałam, z nadzieją pójścia na kompromis.
- Wiesz, trochę... albo nie, zmieniam zdanie. - pokazała mi język. Zachowywała się jak dziecko. Teraz można gołym okiem zobaczyć, że jednak filmy i książki nie kłamią, a mianowicie chodzi mi o to, że "puszcza" zmienia naturę człowieka. No popatrz, zabawne prawda?
Już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle ujrzeliśmy gmach budynku, tak to nazwijmy.
- Popatrzcie! - krzyknął Austin. - To już tu. - paradował entuzjastycznie, wywołując na naszych ustach uśmiech.
- No nareszcie. - z wielką ulgą westchnęła Trish.
I tak samo jak na tych filmach, o których już wcześniej wspomniałam, biegliśmy w stronę, tak przynajmniej przeczuwaliśmy, willi.
Wybiegliśmy, by po chwili doznać szoku. Otóż naszym oczom ukazała się... restauracja, tak restauracja. No nie, to są chyba jakieś żarty. Knajpa w takim miejscu. No na prawdę, niezły dowcip. Jednak nie był to kawał. Na tle budynku widniał ewidentny napis, który brzmiał następująco"
"Restauracja LaRinton de Cordon Blue ela Magela toda sin casta".
Teraz można jednoznacznie stwierdzić, że jest to owe miejsce. Tylko co to za nazwa. Chyba ten kto to wymyślał, nie był do końca trzeźwy, ale lepiej, w pełni zdrowy umyślnie.
- Co to ma być do cholery! - krzyknęła zdenerwowana Trish. - No chyba mnie zaraz szlak trafi. K... - i tu wam wytnę ten kawałek, gdyż czarnowłosej zebrało się na przekleństwa, pierwszego nawet jest się łatwo domyślić. Chciałam ją uspokoić, ale w tej chwili mogłam jej już tylko wtórować.
- Do jasnej ciasnej! Oni chyba sobie z nas żartują, ale mnie to w ogóle nie bawi. - z wściekłości wzięłam nieduży kamień i już chciałam rzucić w szybę baru, gdy Austin mnie powstrzymał.
- Ally! Odbiło ci! Jeśli to zrobisz, to mogą nas znaleźć. - próbował mi to uświadomić, jednak ja i tak musiałam wyznać mu swoje rację.
- I tak nas znajdą. Nie słyszysz jak ty i Trish się drzecie. - na te słowa zrobił wielkie oczy.
- A no chyba masz rację.
- Nie chyba, tylko na pewno. - dodałam puszczając kamień. Przewróciłam oczami, przetarłam ręką włosy i zaczęłam się powoli rozglądać, cały czas słuchając wkurzonej czarnowłosej. Moim oczom, oprócz wielkiego budynku, dał się we znaki dobrze zachowany i na pewno zadbany ogród. Porastały go piękne kwiaty, głównie róże i tulipany, a także ochocze przycięte krzewy, i urodzajne drzewa. Jednym słowem było tu pięknie, magicznie bym rzekła, ale mi albo raczej nam, na wzruszenia się nie zbierało. Co gorsza, byliśmy coraz bardziej wściekli.
- Hej! Spójrzcie tu. - wołał na Austin. Stał koło jakiegoś centrum informacyjnego. Taka zwykła tablica z kartkami i obrazkami, też mi centrum, ale się nie przyczepiajmy do tego faktu, i tak to po prostu nazwijmy. Słowa nie były tu potrzebne, świetnie za to pasowała tu reakcja naszej czarnowłosej przyjaciółki. Stała z otwartą buzią, niedowierzając w to, co ujrzała.
- Uważaj, bo ci komar do buzi wleci. - zaśmiałam się. Ta momentalnie się ocknęła.
- C..c..co? - mówiła otrząsając się.
- Nic. - machnęłam ręką i się uśmiechnęłam. Popatrzyliśmy na tablicę. Były tam jakieś infa, takie bzdety, więc lepiej ich nie wymieniać, ale obrazki intrygowały. Byłam mile zaskoczona, ale jednocześnie bardziej zła, gdy dowiedziałam się, iż na tej wyspie znajdowała się przeogromna willa, której my jeszcze nie znaleźliśmy, a pod nią na dodatek widniał napis - "Tak wielka, że nawet jej nie przeoczysz". - Ta, pewno. - pomyślałam. Oprócz niej, znajdowały się tu także: basen, kort, pole do minigolfa i jazdy konnej, klub (wow, oni mieli własny klub), a także plac zabaw, który na prawdę nie wiem po co mu tutaj był potrzebny itd.
- Zaraz wybuchnę! - no nie krzykiem, lecz donośnym głosem odezwała się Trish, ocierając się twarzą i rękami o szybkę, za którą widniało zdjęcie SPA. - Ile ja bym dała, by się tam wybrać, ile? - powtarzała w kółko. Mnie natomiast zaintrygowało zdjęcie konia.
- Ładny rumak. - powiedziałam, na co Austin tylko przewrócił oczami.
- Dziewczyny, jeżeli będziecie się zajmować takimi pierdołami, to do jutra stąd nie wyjdziemy. - patrzył na nas, licząc na jakąś reakcję.
- Dobra, już. - niechętnie przyznałam mu rację i udałam się za nim. - Trish, idziesz? - spytałam obracając się.
- Nie, Dogonię was. Idźcie. - cicho westchnęła pod nosem. Nie miało sensu rozdzielanie się tu i teraz, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Podeszłam do niej i z całej siły pociągnęłam na znak, by za mną poszła.
Po niedługiej, przebytej drodze, doszliśmy na wzgórze. Weszliśmy na sam czubek, a stamtąd widzieliśmy już tylko jedno. O tak, przed nami znajdowała się posesja Live-ropa.
 
*Oczami Jessie*

Wszystko idzie perfekcyjnie. Widać "W" coś potrafi. O tak, to on stoi za sprawą usterki w samolocie tego gościa, co lądował w Afryce. - Nie pamiętam jego imienia, więc wam go nie powiem. Logiczne, prawda, - zaśmiałam się. Po chwili sięgnęłam do torebki po telefon i weszłam w wiadomości. Był tam sms od wcześniej wymienionego, którego imienia także nie znam, nikt w sumie nie zna. Może nawet on sam? - Hmm, dziwne. - myślałam. Wiadomość, którą właśnie przeczytałam, była pusta. No nie do końca. Znajdowało się tam tylko "W". - Co on do cholery sobie myśli, że jestem jasnowidzem i wyobrażę sobie to, co chciał mi przekazać. Debil, skończony debil i idiota w jednym. Ugh! - powiedziałam zdenerwowana. - Najważniejsze, by zachować zdrowy rozsądek, a z nim rozliczę się później. - zakończyłam triumfalnie i sięgnęłam po kolejną porcję pizzy. Owszem, jadłam ją. Chyba łatwo się domyślić gdzie? A tak na marginesie, to mam wizytę u kosmetyczki. Wiecie, pedicure, manicure, farbowanie włosów, maseczki itp. trzeba zrobić. Za chwilę się udam do SPA, ale najpierw muszę iść do toalety, bo zaraz popuszczę w galoty. Chwyciłam torbę i na jednej nodze "pobiegłam" do łazienki.
 
*Oczami Carla*

- Proszę, obudź się. - cicho szeptałem do ust blondynki. Smutek rozpierał me lwie serce. Chciało mi się płakać, tak samo jak dziecku lizaka. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby Kris się już nie obudziła. I nawet nie chcę o tym myśleć, bo to niewyobrażalne. Zachowuję się, jakby ta osóbka nie była tylko moją przyjaciółką, lecz najbliższą memu sercu osobą, bez której mój świat się by zawalił. Cały czas czułem wewnętrzny niepokój. Miałem na prawdę złe myśli. A co jeśli ona umrze? A co jeśli będzie miała amnezję i mnie nie będzie pamiętać? Albo jeszcze gorzej. Obudzi się, ale co z tego, skoro możliwe jest, że się już stąd nigdy nie wydostaniemy! Ta myśl nie dawała mi spokoju, może czas najwyższy udać się do psychologa, tylko gdzie ja go teraz znajdę, no gdzie? Nie miałem w nikim wsparcia. Odcięty od świata z nadzieją czekałem na kolejny, mam nadzieję, lepszy dzień.
Ostatni raz spojrzałem na blondynkę. Wciąż była nieprzytomna. Nie dawała żadnych oznak życia. Czuć było puls, bicie serca, ale najgorszego nie można było wykluczyć. I to była moja zmora, największa zmora życia.
Ścisnąłem mocno jej dłoń, przykucnęłam obok i cicho nuciłem starą pieśń, którą mama śpiewała mi na dobranoc. Z moich oczu poleciała jedna, symboliczna łza, która opadła na twarz dziewczyny. Nic nie wskórała u niej, bo mój stan zmieniła na gorszy. Niestety, ale na gorszy!
 
*Oczami Ally*

Poszliśmy prosto w stronę wyznaczonego terenu. Niestety, ale całość była otoczona potężnym płotem, przypominającym mur, który nie łatwo było ominąć, więc na chwilę obecną się poddaliśmy. Podeszliśmy do bramy, z tyłu i rozglądaliśmy się to w prawo, to w lewo w poszukiwaniu ciekawych rzeczy. Nie trwało to długo, ponieważ co chwila przechodził tędy jakiś ochroniarz. Wyglądał mi bardziej na płatnego bandziora, zabójcę, ale pozory mylą, chociaż nie sądzę, żebym akurat w tym przypadku się myliła.
 - I co teraz? - spytał Austin.
- Wg mnie, powinniśmy udać się w bezpieczne miejsce i poczekać jednak na wsparcie. Sami nie damy sobie rady, a jak wpadniemy to będzie kiepsko. - oznajmiłam, jednak nagle posmutniałam.
- Co się dzieje Ally? - ponownie pytanie zadał Austin.
- Nic, tylko nie mogę się pogodzić z tym, że tyle czasu tu jesteśmy i wciąż nie mamy żadnych informacji dotyczących Luli. Nie wiem, ile jeszcze tak wytrzymam. - mówiłam już płacząc. Austin do mnie podszedł i mocno przytulił. Ucałował w głowę i wyszeptał bardzo mądre słowa.
- Ally, w życiu człowieka są takie chwilę, kiedy jest się prze szczęśliwy, dostatecznie spełniony i dumny z samego siebie, a zwłaszcza z tego, że robi się dobrze. Ale są też takie momenty, gdy nie jesteśmy w stanie sobie sami poradzić, ale wiemy jedno. A mianowicie to, że bez względu na to co się stanie, zawsze, ale to zawsze będziemy razem walczyć do samego końca. Choćby miała by być to ostatnia rzecz jaką uczynimy. - mocniej się w niego wtuliłam. Trish stała gdzieś z boku. Miała lekki uśmiech na ustach. Te słowa do niej musiały dotrzeć.
- Austin, ale czy... - przerwał mi mówiąc.
- Ciiii. Nie ma żadnego ale. - i na tym możemy zakończyć tą chwilę słabości. Spojrzałam mu w oczy, po czym zawisłam mu na szyi i mocno, namiętnie i słodko pocałowałam, lecz te chwilę musiał ktoś nam przerwać.
Wydawać by się mogło, że to już koniec, gdyby nie fakt, że w ostatnią scenkę, wtargnęły osoby trzecie, uzbrojone i ciężko opancerzone. My to mamy jednak szczęście!
***
I na tym etapie zakończę. Więcej nie będę zdradzać. Poczekajcie troszeczkę na kolejny rozdział. Dodam jeszcze na koniec, że jestem wykończona po tym pisaniu. Otóż całość zapisałam w taki sposób, że mi się usunęła, dlatego musiałam pisać ten rozdział dwa razy. Uwierzcie mi, nie było to przyjemne uczucie pisać to samo dwa razy. I tak dużo pozmieniałam, ale to już tak ode mnie.
Czekam na komentarze. Na koniec jedna z moich ulubionych piosenek:
  
Avril Lavigne - Here's to Never Growing Up
 

~~Crystal~~

2 komentarze:

  1. No hej, hej! Jestem dalej chora, ale mam wolne, więc mogę sobie pisać komentarz ile chcę i może mi wyjdzie jakiś długi, a nie na odwal się!
    Po pierwszej części rozdziału odniosłam takie dziwne wrażenie, że Austin z całej naszej głównej trójcy bohaterów jest najbardziej poważny i odpowiedzialny. No bo w sumie nie pierwszy raz uspokaja dziewczyny i w ogóle. Ogólnie trochę temu naszemu Austinowi współczuje. Spędzać tyle czasu z dwoma babami to trochę jak jakaś kara. Trajkotają, gadają, kłócą się, zachwycają zdjęciami. Ja bym oszalała. Dlatego, Austin, respekt, że jeszcze tam z nimi jesteś i nie zwiałeś i dalej trzymasz nerwy na wodzy. Podoba mi się taki charakter. Totalne opanowanie, nawet kiedy mam dość. Chociaż ciężko stwierdzić, bo nie pisałaś z perspektywy Austina. Ale tak mogę podejrzewać. Bo helo, jaki facet by się cieszył jakby miał dwie takie baby jak Ally i Trish(znaczy nie w każdym aspekcie - tylko w tych pogaduszkach, trajkotaniach itd.). Respekt jeszcze raz, Austin. A teraz czytam dalej.
    Jassie, och. Skomentuję to tylko tak, że wciąż podejrzewam ją o jakąś chorobę psychiczną.
    Carl, rany. mam ochotę go tak mocno przytulić. Tak mi go szkoda. Ale nie szkoda mi Kris. W sumie to nawet chciałabym, żeby była z nim szczera po przebudzeniu. Żeby powiedziała, że to ona spowodowała to wszystko. Jednak obawiam się reakcji Carla. Boję się, że to może o złamać, jednak jestem zdania, że to właśnie Kris powinna mu o tym powiedzieć i ponieść konsekwencje. Bo ona nie zasługuje na takiego kogoś jak Carl.
    Ostatnia scena totalnie mnie rozczuliła. Austin aka bohater na wszystko. Rany, takiego faceta to ze świecą szukać. Serio. Albo po prostu ja nie mam szczęścia do szukania takich facetów. Albo jeszcze Austin i Ally są idealnie do siebie dopasowani, a Austin jest świetny w pocieszaniu swojej ukochanej. Rany, też chcę. Marzenia XD
    Pisałaś drugi raz? Rany, współczuję. Blogger jest okropny, a ja tak stwierdzam tylko dlatego, że czasem na komunikuje o dodaniu przez kogoś rozdziału. Nigdy mi jeszcze nic nie usunął. Ha, ja taka szczęściara. Niemniej jednak jest dobrze; i mam nadzieję, że ta 'wersja' jest tą lepszą!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń