~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


środa, 11 lutego 2015

Zdrada & Sabotaż

Była to Jessie. Nie mogłam w to uwierzyć. Co ona tu robiła? A, no tak. Przecież prawcowała dla nich, więc można było się tego domyślić.
Patrzyliśmy na nią z niedowierzaniem, a ona jak głupia śmiała się nam prosto w twarz. Jak tak można? Po chwili odgarnęła ręką włosy, po czym pokazała nam środkowego palca i to w wersji podwójnej. Nie będę ukrywać, ale wyglądało to przezabawnie. Ruda, która miała taką minę, jakby ją coś potrąciło, na środku chodnika zachowywała się jak... i tu określeń jest kilka. Nie bądźmy złośliwi, niech się wyszaleje, a wracając, to muszę powiedzieć, że jestem nieźle zaskoczona tym całym zajściem, zresztą to widać.
Uśmiechnęła się do nas, po czym jakby niby nic, zaczęła uciekać.
- I co? - zapytałam panikując. - mamy ją gonić, czekać, biec, zawracać, myśleć, co mamy robić? Mówcie? - paraliżowało mnie to. Nie wiedziałam kompletnie co robić. Jeszcze przed chwilą, podczas spożywania posiłku, uzgodniliśmy, że nie będziemy działać pochopnie, a tu proszę. skąd mogliśmy wiedzieć, że wyjdziemy i zobaczymy te kretynkę, która najpierw zacznie się wydurniać na środku ulicy, a potem ucieknie, no skąd?
- Wiem, że ustaliliśmy, że nic nie robimy, ale... - nie dane mu było skończyć, gdyż Trish zareagowała impulsywnie na sytuacje.
- Biegnijmy za nią! - krzyknęła, po czym ruszyła, a my, jak te pieski, za nią.
- Nie powinniśmy zostać? - pytałam ledwie łapiąc oddech.
- Właśnie, zgadzam się z Ally. To zły pomysł. - przytakiwał mi Austin ledwo nadążając za czarnowłosą, która biegła jak gepard, może nawet szybciej.
- A macie lepszy pomysł? - odpowiedziała.
- No nie, ale... - i znowu mi przeszkodziła. Kurcze, czy ona nigdy nie da mi dokończyć wypowiedzi.
- No właśnie! Biegniemy i bez dyskusji. - narzuciła jeszcze szybsze tempo.
- Trish wg mnie to pułapka i możemy tego pożałować. - już go nie słyszała. Widać było, że nasze uwagi nadaremnie zostały wypowiadane. Ale nie bądźmy tacy uprzedzeni. Przecież Trish nie robi tego dla siebie, tylko dla nas i to jest w tym najcudowniejsze.
- Austin. - szepnęłam do ukochanego.
- Co? - odpowiedział takim samym tonem.
- Zauważyłeś, że Trish na prawdę się w to wciągnęła. Niby zawsze taka niezależna, samolubna i egoistyczna, a tu proszę, anioł otulony puchem i pierzem. - fantazjowałam opisując przyjaciółkę.
- Nie przesadzaj, po za tym ma w tym jakiś cel. W końcu ci ludzie stoją za śmiercią Deza, więc wiesz. Ale trzeba przyznać, że bez jej pomocy tak daleko nie zaszlibyśmy. - przytaknęłam mu i na tym zakończyła się ta rozmowa.
Po gonitwie, zorientowaliśmy się, że jesteśmy blisko brzegu. Nigdzie jej nie było, tak jakby się rozpłynęła. Ale ja jestem przekonana, że jeszcze się pojawi, bądź cały czas jest widoczna. Pojawiła się tak znienacka, więc prawdopodobieństwo, że jeszcze ją ujrzymy, jest stuprocentowe.
- Gdzie ona się podziała? - pytała rozglądając się Trish.
- Nie wiem. - odpowiedziałam jej.
- Pewnie za chwilę skądś wyskoczy. - zauważył austin.
- Pewnie masz rację. - powiedziała. - Ale i tak wydaje mi się, że powinniśmy jej poszukać. Już chciała odejść, gdy blondyn złapał ją za rękę. - Co robisz? - odruchowo zareagowała.
- To, co zrobić powinienem wcześniej. Trish nie ma sensu się spieszyć, pamiętaj "czas to zły doradca". W niczym nam nie pomoże. A po za tym zastanów się. - spojrzał na nią, czy na pewno go słuchała. Jak zwykle była urażona tym, że jej nie doceniamy, ale Aus miał rację.
- Czasami trzeba ustąpić, dlatego Trish posłuchaj mnie. - widząc mój stanowczy ton, niechętnie, lecz skutecznie wykonała polecenie. - Jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni za pomoc i oczywiście za dobre chęci, ale zrozum, że chcąc zgasić ból po stracie Deza jak najszybszą zemstą, nic nie zdziałasz, więc proszę cię, zwolnij i się zastanów co będzie dla nas najlepszym rozwiązaniem. - zapewne nie chcąc się przyznać do błędu, pod dokładnym rozpatrzeniem mej wypowiedzi, zgodziła się.
- Przepraszam, ale jak widzę ją, to mnie krew zalewa. Tak po prostu na mnie działa i tego nie zmienię. Dobra, mów. - zwróciła się do austina.
- Na początek proponuje zadzwonić do Carla, czy tam Mike, by opowiedzieć im o tej sytuacji, a później na nich poczekać. nie dajmy se sprowokować, bo to dobrze nam nie wyjdzie, a ruda niech zafarbuje włosy, bo za bardzo rzuca się w oczy. - jaki poeta, rymuje, a jednocześnie wygłasza prawdę w pięknie i mądrze przyozdobionych słowach.
- Masz rację. - pochwaliłam to. - A z tym o rudej to dobre, oh bardzo dobre. - kiwałam głowo ukazując przy tym swój wielki entuzjazm. Blondy się tylko uśmiechnął, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Zauważyła to Trish, której za pewne zrobiło się przykro. Widząc to, odchyliłam jedną rękę w bok na znak, żeby się do nas przytuliła. I to właśnie uczyniła. I tak to sobie w uścisku, byliśmy w jakimś miejscu, niewiadomo gdzie. Ale mieliśmy siebie, a razem możemy wszystko.
 
*Oczami Kris*

"Zatrzymaj ich, inaczej plan nie wypali, a ty stracisz coś bardzo cennego, nawet bardziej niż twoje życie."
Taką to wiadomość, dosłownie niecałe dwie minuty temu, dostałam od tego gostka, który to niby jak mistrz albo nawet lew broni naszych interesów, by osiągnąć swoje, a my jego pracownicy byliśmy tylko pionkami w jego grze, może to były szachy, chociaż nie. - Szachów przecież nie lubi, może chińczyk albo warcaby, ale szachy? Nigdy w życiu. - myślałam. Ale zaraz, o czym ja myślę? Co mnie obchodzi to, kim dla niego jesteśmy. Dla mnie on jest skończonym idiotą i tyle. W wielu branżach szefa się toleruje albo przynajmniej stara, a czasami stawia się go sobie za wzór. W moim przypadku tak nie będzie, nie-e. I wolę o tym więcej nie myśleć, bo za chwilę na wymioty mi się zechcę, chociaż nie powinno być to dziwne w samolocie. - Są osoby z chorobą morską, są i takie, które mają chorobę dotyczącą latania, więc nic w tym chyba dziwnego, prawda? - zastanawiałam się.
Ale nie ważne! Przejdę lepiej do jego polecenia, bo nie chciałabym odczuć jego gniewu na własnej skórze. Możemy sobie tego oszczędzić w prosty sposób, w opóźnienie lotu o dzień, może dwa. Zależy na ile będzie mi się chciało odwalić tę robotę. - A więc wyszło tak, jak chciała Jessie, no popatrz, jaki ten świat jest mały. - powiedziałam sama do siebie. A może to obgadali? Hmm, myślę, że nie. Za dobrze to oni się nie dogadują, więc wątpię w fakt, że coś razem ustalili, przynajmniej w normalnej, bez kłótni i awantur, atmosferze.
Dobra, a wracając, to trzeba coś wykombinować w związku z tym. Tylko co? Przecież nie wyskoczę z samolotu z myślą, że moi ukochani towarzysze ruszą mi na ratunek. Nie jest to wykluczone, ale na ich miejscu ach tak bym nie ryzykowała. Po za tym to tchórze, prawdziwi faceci są w stanie dla kobiety zrobić wszystko, a ci? Chociażby taki Carl. Niby coś poczuł, niby mnie kocha, niby coś czuje, ale nie jest w stanie mnie zdobyć ani zawalczyć o moje względy. Stanowczo stwierdzam, że ich agencja powinna być nazywana Tchórzowa niż tak jak się nazywa.
A teraz już trzeci raz powracając do sprawy, jeszcze raz podkreślam, że muszę coś zrobić, tylko co? No co? Te same pytania mogę sobie zdawać cały czas, ale prawdą jest, że wieki mi zajmie, zanim coś wymyślę. - Albo sekundę. - powiedziałam szeroko otwierając oczy. Pomysł wpadł mi do głowy, niczym przyjemna sumka jaką dostaje za pracę. To miłe uczucie, na prawdę miłe. Muszę zrobić tak. Udam się do kokpitu pilota i ich tam zaczadzę, czy coś w tym stylu. Spowoduje awaryjne lądowanie, gdzieś na jakiejś, mam nadzieję, bezludnej wyspie. Co gorsza postaram się o to byśmy nie mieli zasięgu do nikogo, nikogo prócz jednej osoby, a mianowicie tego gościa z tamtej agencji. Wnioskując, że lecimy w tym samym kierunku, będzie na tyle blisko, by nas podrzucić. Oczywiście miejmy nadzieję, że leci samolotem albo płynie statkiem i, że jeszcze tam nie jest. Inaczej plan nie wypali i wszystko pójdzie w łeb, a tego z całą pewnością bym nie chciała.
- Dobra, biorę się do roboty. - jak powiedziałam, tak też i zrobiłam. na początek udałam się w miejsce, gdzie była apteczka, bądź osoba ratunkowa, że się tak wyrażę. Lecimy na niebieską misję, więc muszą mieć tu taką osobę, która w każdej chwili gotów jest nam nieść pomoc. - Tak jak myślałam. - powiedziałam widząc miejsce gdzie owy punkt mógł się znajdować. Udałam się tam. Niestety, ale nie było tu żadnego konkretnego leku, więc sami rozumiecie, iż musiałam pokombinować. Wzięłam byle jakie leki, zmieszałam do jednej zlewki, po cym dodałam trochę innych substancji, bardziej sypkich, lepkich i cięższych.
- To powinno zadziałać. - powiedziałam zadowolona. - Może i nie jest zabójcze, ale śmierdzi tak strasznie, że raz dwa ich załatwi. I kto będzie zwycięzcą, no kto, no ja, a co, myśleliście, że oni?
Zatkałam starannie naczynie, po czym wyszłam. Nikogo nie dziwiło, że się tak krzątałam, więc miałam wielkie pole do popisu. Weszłam do kabiny "cichaczem", po czym ustawiłam zlewkę za siedzeniami pilotów. Po chwili zaczęły się cuda.
Najpierw pierwszy, potem drugi runął na ziemię. Tak prostego zadania jeszcze nie miałam. Teraz trzeba tylko tak pokierować samolotem, byśmy gdzieś wylądowali, a później włączyć w życie resztę planu.
Zamontowałam automatycznego pilota na ich komputerze z dokładnym widokiem na drogę, po czym wyszłam z kabiny, by udać się w bezpieczne miejsce gdzie nikt mnie nie znajdzie i w spokoju kierować tym lotem.
 
*Oczami Jessie*

Nie wierzę, że tak szybko się domyślili o moich zamiarach. Ale może tak będzie lepiej dla nich i dla mnie. Teraz wystarczy zaatakować ich w najsłabszy punkt, a potem cieszyć się już tylko ze zwycięstwa, słodkiego zwycięstwa.
- Ha, ha, ha, ha, ha. - ach ile ironii było w tym pedantycznym śmiechu. Wyobraźcie sobie, jak ja w tej chwili musiałam wyglądać.
 
*Oczami Ally*

Opadając z sił, prężąc mięśnie i udając, że nam się jeszcze chce, bez skutku poszukiwaliśmy rudowłosej. Nigdzie je nie było. Zniknęła, lecz nie na długo.
- Wiecie, zaczynam odczuwać, że ona jest coraz bliżej nas i mimo, że jej nie dostrzegam, to i tak myślę, że ta małpa nas obserwuje i knuje co tu dalej począć. - oburzała się Trish.
- Masz całkowitą rację koleżanko. - usłyszeliśmy dziwny, lecz bardzo znajomy głos dochodzący zza naszych pleców. Gwałtownie się odwróciliśmy i zobaczyliśmy tę wiedźmę.
- To ty! - krzyknęła czarnowłosa.
- Co ty tu robisz? Czego chcesz? - pytałam.
- Właśnie, gadaj co wiesz. Gdzie przetrzymywana jest nasza córka. - mówił Austin. - Inaczej pożałujesz. - chciał przejść od słowa do czynu, jednak słowa wroga skutecznie go powstrzymały.
***
No i kolejny rozdział dosyć szybko dobiegł końca. Nim się spostrzegłam, już musiałam kończyć, by potrzymać was w kolejnej niepewności.
Mam nadzieję, że się podoba (pojawiła się nawet chemia i to taka ze szkoły) A teraz pytanie:
Jak myślicie, co takiego Jessie powiedziała skutecznego, że Austin odwlekł od swego zamiaru, a także czy plan Kris się powiedzie?
Na opinie i wasze wypowiedzi, zdania, ewentualne uwagi czekam w komentarzach.
Na koniec jak zwykle piosenka:


~~Crystal~~

2 komentarze:

  1. Uuu, wiedziałam, że to będzie Jessie, no wiedziałam! Dostanę nagrodę? Nie? Czekaj, czekaj. Przeczytanie tego rozdziału było nagrodą. Oderwałam się od nudnej lektury z dośc dobrym pretekstem, Ha.
    Tak więc, chciałam dziś skomentować poprzedni rozdział, ale byłaś szybsza i dodałaś nowy. Nowy i oczywiscie z twoim ulubionym zakończeniem, na który tym razem nie mam pomysłu. I kompletnie nie wiem, jakie mogły być te słowa. Oczywiste. Tajemnice, dramy, takie tylko u Crystal.
    Mam nadzieję, że ktoś tu wejdzie po mojej reklamie.
    Wracając, już przypomniałam sobie kim była Kris i czemu jej nie lubię! Brawo ja! Haha, a raczej brawo ty, że potrafiłaś w 5(?)rozdziałach mi o tym przypomnieć.
    W sumie szkoda mi trochę Trish i rozumiem jej pochopną decyzje, co do gonitwy za tą rudą gnidą. Rudą gnidą, która nie powinna żyć, należy dodać.
    Zaraz. Przez. Ten. Telefon. Zwaruję.
    Anyway, jestem z rozdziału zadowolona, bo wciąż gniję w morzu niepewności o tym czy zakończenie będzie dobre, czy też raczej nie. A o to chodzi!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń