~Co nowego w nexcie? Pewnie wiedzieć chcecie? Tu macie taką małą zapowiedź!

Na razie w przygotowaniu!

To wszystko już w kolejnym rozdziale

~~ Crystal ~~

A to w nadchodzących rozdziałach!

Ally zabije człowieka!
Austin dozna szoku pod koniec 2 sezonu!
Kris uwodzi i pójdzie do łóżka z Carlosem!
Jess spowoduje straszny wypadek!
Córka Ally i Austina niekoniecznie zostanie uwolniona!
W którymś rozdziale dużą rolę odegra wilk!
Niektóre wątki bohaterów będą miały na prawdę mroczną przeszłość!

~~Crystal~~


środa, 25 lutego 2015

Zdziwienie & Przebudznie

Zostaliśmy otoczeni. Patrzyliśmy się na nich z ogromnym zdziwieniem, chociaż nie miało to podstaw. No co? To już pocałować się nie można na czyjejś posesji. Mają jakiś problem, czy co? To nie oni, lecz my powinniśmy zadawać pytania domagając się wyjaśnień, ale byliśmy niestety "nie u siebie", więc co tu poradzisz? No nic, tylka ta odpowiedź nasuwa się na czyjekolwiek usta.
- Co wy tutaj robicie? - zagadnął jeden z nich.
- Wow! - buzowała mi myśl w głowie. Ale my mamy szczęście! Jednak nie wiedzą, kim jesteśmy. I dobrze, przynajmniej jeden problem z głowy.
- My? - zapytał się z lekką ironią Austin.
- Tak, wy. - beznamiętnie odpowiedział. Nie było mu do śmiechu, więc ten żart mógł go trochę rozgniewać. - W takim razie pójdziecie z nami. Właściciel posesji zdecyduje co z wami zrobić, a jeżeli nie okaże się łaskawy, no to osobiście się z wami policzę. - naprężył mięśnie, by udowodnić swoje racje, po czym odszedł, a nam kazał zrobić to samo. Z przyczyn naturalnych, że nie jesteśmy "niewolnikami" i nie wykonujemy czyichś poleceń, a zwłaszcza kogoś takiego, zostaliśmy. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ reszta ludu, nas tam "dostarczyła".
Po niedługiej wędrówce, przeszliśmy przez bramę i znaleźliśmy się w samym centrum wyspy. Przyznam, że dostałam lekkiego oszołomienia, ponieważ gdzie się nie obejrzałeś, widziałeś luksus. Tutaj nawet trawa mocno odprężała, dokładnie samo popatrzenie na nią.
- Oj..., ile bym dała za takie miejsce, chyba wszystko... i nic. - cicho mruknęłam pod nosem, na co jeden ze strażników ochoczo zareagował.
- Dusi się pani? - czy ja jestem tutaj z poważnymi ludźmi? Co to za pytanie do cholery? Dusi się pani? - to chyba jakieś żarty.
- Nie. - słodko odpowiedziałam. - Ja mam tylko chorobę na strażników, którzy trują dupę. - pokręciłam głową, niedowierzając z jego głupoty. Widać, po co ludziom wykształcenie, skoro zatrudniają samych bałwanów. - Ale stwierdzam, siłę to on musi posiadać. - pomyślałam zerkając na jego posturę. Nie był, znaczy w ogóle ci ludzie nie byli cherlakami, tylko chłopami bez krzty litości, ale za to z odrobiną głupoty. Ale tę ich nie logikę można dobrze wykorzystać i zaraz to zrobię.
- A czy ja mogłabym zadać panu pytanie? - spytałam cofając się, by złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Ależ naturalnie. - szczęśliwie odpowiedział, na co ja parsknęłam śmiechem. Może nie trzeba było oceniać go po "okładce".
- Czy zna pan kogoś takiego o pseudonimie Live-rop? - miałam wielką nadzieję, że się czegoś dowiem zadając to pytanie.
- Nie, bynajmniej.
- What? - ze zdziwieniem wypowiedziałam anglojęzyczne słowo.
- Słucham? - w tej chwili dowiaduję się, że ten typek nie zna angielskiego, takiego popularnego języka. Czemuż mnie to nie dziwi?
- A nic, nic. - zrobiłam wielkie oczy i sztuczny uśmiech, by pozbyć się jego wzroku ze swojej twarzy. - A może mi pan zdradzić, kto jest właścicielem tego pięknego miejsca. - dodałam po chwili.
- Na to pytanie, odpowiedź uzyska pani sama. O to on. - wskazał palcem niedużego człowieczka w okularkach, laseczką i łysiną na główce. Jakby tego było mało, posiadał wąsy i bardzo długą siwą brodę. Spojrzałam na niego z irytacją. Po chwili pokazały się za nim, ujmijmy to tak, panienki w strojach kąpielowych. Jedna go nawet cmoknęła w usta. A więc podsumowując, mamy dziadka, chyba modelki i tonę strażników. Powiedzcie, jak to nazwać? Harem to chyba złe określenie, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Ale powracając, to są chyba jakieś żarty. Gdzie my do cholery jesteśmy?
- Witam. - zagaił mocno schrypłym głosem. O matko, w co my się wpakowaliśmy? - A pastwo kim są? - na dodatek był skrzekliwy i dziecięcy. Co to za porażka?
- Szefie, znaleźliśmy ich w obrębie lasu. Nie wyglądają na złodziei i bandytów, ale zachowywali się podejrzanie, gdy ich zobaczyliśmy, dlatego podjęliśmy decyzję by ich tu zabrać. Reszta należy do pana. - monolog wygłosił największy z nich. Wg mnie nosił przydomek "Mięśniak", a skąd ta myśl. Otóż nosił plakietkę z takim napisem. Wiem, spostrzegawcza jestem.
- Hmm. - westchnął. - Puszczę was wolno, ale zanim to uczynię, chciałbym się dowiedzieć jak tu trafiliście i po co? Jeżeli nie sprawi wam to kłopotu, to zapraszam do środka na mały poczęstunek. Tam sobie wszystko wyjaśnimy. - skończył i cyknął w moją stronę. Ogarnęło mnie obrzydzenie. Gwałtownie się otrząsnęłam, a ta dwójka, która tu ze mną przybyła, tylko się śmiała.
- Co was tak bawi? - zapytałam zdenerwowana.
- Nic. - odpowiedzieli jednocześnie, po czym udali się za starcem. Uczyniłam to samo. Trochę na niego czekaliśmy, bo dziadkowi się najwidoczniej nie spieszyło. Gdy dotarł, w dosyć niekonwencjonalny sposób, wytłumaczyliśmy mu nasze przybycie na wyspę. Okazał się wyrozumiało i to bardzo, a na dodatek był przesympatycznie miły. Żałowałam, bo znowu oceniłam człowieka po "okładce". A niby byłam taka dobra, a tu proszę. Podróż mnie całkowicie zmieniła. Z jednej strony na gorsze, bo stałam się mniej czulsza i wrażliwsza dla innych ludzi, ale z drugiej, i właśnie na nią trzeba patrzeć, strony odnalazłam w sobie nowe siły i wiedzę, o której istnieniu nigdy wcześniej się nie domyślałam.
Prowadząc z nim dalszą dyskusje, osiągnęliśmy wielkie rzeczy. A mianowicie gość zdradził nam, gdzie mieszka nasz poszukiwany oraz co robiła tutaj Jessie. Otóż jego restauracja, (tutaj moje wielkie zdziwienie), była znana na całym świecie. Nigdy bym się nie spodziewała, że została nagrodzona, aż pięcioma gwiazdkami Michelle, pod względem jakości potraw i produktów. Tylko dlaczego znajdowała się w takim miejscu. Odpowiedź była prosta, Josef, tak nazywał się ten pan, był multimilionerem. Stąd mógł pozwolić sobie na, (to słowo już się staje nudne), ogromne luksusy. Nie będę się już czepiać, w końcu zaprosił nas na fiestę z jakiejś tam mało ważnej okazji. Zresztą co mnie tam, ważne że zaprosił. Mogę mu tylko dziękować, bo dzięki niemu dowiedziałam się, co tutaj robiła Jessie i gdzie jest Live-rop, a to chyba najważniejsze.

*Oczami Jessie*

- Ach, czuję się tak bosko. - powiedziałam wychodząc ze SPA. - Kto by pomyślał, że Josef to taki miły i naiwny staruch. Gdyby takich ludzi było więcej, to świat byłby piękniejszy. - ach, ja i te moje marzenia. Ale do rzeczy. Ja se tu baluje i hajs wydaje, a tam robota na mnie czeka. - Byle ci idioci tam jeszcze byli, bo nie chcę mi się ich ponownie szukać. - poprawiłam włosy. Po chwili wyciągnęłam lustereczko, by poprawić sobie makijaż. Na koniec tylko kwestia z baśni. - Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie? - zamknęłam oczy. Wiedziałam, że ta kobieta, która się w nim pojawi jest tą jedyną. Wzięłam głęboki oddech i szeroko roztarłam powieki. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Chyba wiecie dlaczego? Tak, widziałam tam siebie..., ale tego można się już było spodziewać. - Jestem mądra, jestem zgrabna, wiotka, słodka i powabna, a w dodatku daję słowo, mam pracę dochodową i wyjątkową. - nuciłam słowa znanego utworu. Zawsze byłam i zawsze będę lepsza od innych. Trzeba się tylko w tym umacniać.
I tak to krocząc w stronę promu, by później udać się w stronę, z której przybyłam, śpiewałam sobie pocieszające słówka.

*Oczami Carla*

Od kilku dni nie potrafiłem wyjść z dołka, w którym się znajdowałem. Me uczuci wisiały na włosku, a miłość... przeminęła z wiatrem. Co ja mogłem? Byłem kompletnie bezradny. Pierwszy raz w życiu się poważnie załamałem, a najgorsze było to, że nikt nie był mnie w stanie wesprzeć albo przynajmniej spróbować podnieść na duchu. Czy wymagałem, aż tak wiele? Chyba... nie, chociaż nie zawsze byłem fer w stosunku do innych. Miałem swój humorek jak każde dziecko, ale popatrzcie kim teraz jestem. Porządnym, dobrym i uczciwie pracującym na siebie i na innych, człowiekiem. No może w tej chwili było inaczej, ale to się nie liczy.
- Gdy tak na ciebie patrzę, to przypomina mi się ciekawa sytuacja z lat młodości. Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, bo to dosyć kompromitująca sytuacja, ale tobie jestem w stanie ją powierzyć. - cicho się zaśmiałem, patrząc na jej słodkie usta. Ile bym dał, by się teraz one złączyły z moimi? A może zrobić jak w tej bajce, gdzie przystojny książę całuje śpiącą królewnę. Są to może inne okoliczności, ale przynajmniej w połowie się zgadza. Ale najpierw powiem to, co zamierzałem. - To było jeszcze w podstawówce, pod koniec szóstej klasy. Była wtedy zima. Jeszcze teraz czuję ten powiew chłodu, który wtedy panował w naszym mieście. To były czasy, ale nieważne. Po lekcjach, jak zwykle o tej porze roku, wybraliśmy się całą klasą na górkę, która była niedaleko szkoły, w celu pojeżdżenia na sankach. Warunki do tego były tam znakomite. A do tego świeże powietrze i jakiś sport. Same plusy i mógłbym tak w nieskończoność wymieniać same pozytywy z tamtych chwil, gdyby nie ta sytuacja. Otóż każdy już raz zjechał na sankach, każdy, po za mną. Nie, że się bałem, czy co, ja po prostu nie miałem dzisiaj na to ochoty. Ale jak mus to mus. Co poradzisz? Wpłynęli na mnie grupą. I poszedłem, wziąłem sanki i zjechałem. Wydawać się by mogło, że już po wszystkim, gdyby nie fakt, że z sanek (na chiny ludowe nie wiem jak to inaczej nazwać, więc wybaczcie za ilość powtórzeń - od aut.) wystawał niewielki drut, który rozpruł mi spodnie i to w kroku. Na początku niczego nie zauważyłem. Śmiechy ich nie były nowością, więc mnie nie ruszały, ale gdy schyliłem się, no to dostałem "olśnienia". Było mi strasznie głupio. Myślałem, że spalę się ze wstydu, zwłaszcza, że przy wcześniej wymienionej czynności, dziura się powiększyła. Do dnia dzisiejszego mam złe wspomnienia z tą chwilą, nawet po nocach nawiedza mnie ta myśl. Od tamtego czasu unikałem śniegu i wszystkiego z nim związanego. Przez ten fakt, dużo straciłem, a na pytanie, czy żałuję, nie jestem w stanie odpowiedzieć. - cicho się zaśmiałem, z myślą, że wzbudzi to jakąś reakcję u blondynki. I tak się stało. Nie mogłem w to uwierzyć! Blondynka otworzyła oczy, spojrzała na mnie i czule się uśmiechnęła. Łzy naleciały mi do oczu. Odruchowo się nad nią pochyliłem i namiętnie pocałowałem, mocno się w nią wtulając.

*Oczami Ally*

- Świetna impreza. Dawno się już tak dobrze nie bawiłam. - entuzjastycznie wołała Trish.
- Strasznie miły pan. Nie spodziewałam się, że istnieją osoby bogate, które mają "serce" otwarte dla innych. - szeroko się uśmiechnęłam.
- No, trzeba przyznać, dziadek potrafi się bawić. - przyznał kręcąc głową Austin. - Na dodatek pożyczył nam swój prywatny statek na drogę powrotną. - dodał.
- Nie zna nas w ogóle, a jest taki hojny. Będę mu za to wdzięczna do końca życia. - podsumowałam rozmowę swoim dość przekonującym argumentem.
- Co teraz robimy? - spytała Trish.
- Wracamy. - odparł jej Austin. - Wiemy, gdzie się znajduje Live-rop, więc praktycznie mam już wszystko, czego nam było trzeba. - oznajmił. - Pozostaje nam już tylko kwestia dotarcia na miejsce Carla i Mike. A potem ruszamy w drogę. - wiwatował na cześć sukcesu. Nie mogę teraz powiedzieć, że trzeba to uczcić, bo przed chwilą niby co robiliśmy, ale cieszyć się chyba mi nie zabronicie. A jest z czego.
- Jak tylko dotrzemy, osobiście dodzwonię się do Carla, a ty Ally zajmij się Mike, ok. - przytaknęłam jej. Po chwili znaleźliśmy się na statku i zmierzaliśmy w stronę Sycylii.
- Trish, możesz zająć się sterowaniem? Ja chciałabym porozmawiać z Austinem w cztery oczy. - spytałam.
- No pewnie. A przy okazji dodam od siebie, że powinniście ze sobą spędzić trochę romantycznych chwil. Już dawno nie widziałam was w intymnej sytuacji na dłużej, więc  bierzcie się lepiej do roboty. - zaśmiała się.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. - kiwnęłam przecząco głową, po czym się uśmiechnęłam. Po chwili czarnowłosa wykonała moją prośbę, a ja mogłam w cztery oczy spotkać się z ukochanym.
- Austin? - spytałam mieszającego coś przy jakimś ustrojstwie chłopaka. - Możemy porozmawiać?
- No pewnie. Mów.
- Nie tutaj, na zewnątrz. - zrobił wielkie usta. - Poczekam na ciebie. - powiedziałam i udałam się na pokład. Usiadłam na ławeczce i spoglądałam w niebo. Po chwili dosiadł się do mnie blondyn.
- To o czym chciałaś ze mną pomówić. - uroczo się uśmiechnął.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham i, że cieszę się, że ze mną zawsze byłeś, zawsze jesteś i... - nie dokończyłam, gdyż Austin się wtrącił.
- Zawsze będę, bez względu na wszystko. Kocham cię Ally. - nachylił się w moją stronę. Spojrzał mi w oczy. Czułam na sobie jego oddech, czułam jego bicie serca. Złapał mnie za ręce i energicznie do siebie przytulił. Byliśmy tak blisko siebie. Nasze usta dzieliły zaledwie centymetry. To była tylko kwestia czasu. Ta chwila mogła by trwać wiecznie, a przecież nic się jeszcze nie zaczęło. Zachwyt na niczym, to cała ja. Zbliżył się do mnie i lekko musnął moje usta. Chciałam więcej, musiał to poczuć, bo instynktownie uczynił to ponownie. Tylko tym razem bardziej czule. I tak trwało to kilka minut. Obsypywał mnie toną przesłodzonych pocałunków, aż nadszedł ten najbardziej wyczekiwany moment. Pocałował mnie najbardziej namiętnie w usta, jak tylko potrafił, przechylił na plecy i zaczął prowadzić do czegoś więcej.

***
Taka końcówka, to nie w moim stylu, ale co poradzisz. Trochę miłości nie zaszkodzi, a im tego już brakowało. Nie wiem, czy pójdą na całość, czy skończą na wstępie. Zobaczymy. Jestem zmęczona, więc się nie rozpisuje. Czekam na komentarze. Na koniec piosenka:


Katy Perry - "Dark horse"


~~Crystal~~

2 komentarze:

  1. Hej, hej. Dzisiaj wpadłam tak na szybko. Czas mnie goni niemiłosiernie, chociaż mam wolne. A zaraz zapomni mi się i tyle będzie z tego mojego komentowania.
    Lecimy, szybko, zwięźle.
    Pan staruszek, którego imienia aktualnie nie pamiętam i chyba nawet tego nie było, to super gość! Zyskał moją sympatie od razu, nawet jeśli Ally wciąż miała wątpliwości. Ha, wiedziałam od razu, że będzie genialny i pomoże naszym bohaterom! Nie wiem czemu, może dlatego, że staruszkowie zawsze odgrywają rolę pomocnych i troskliwych. Empatycznych przede wszystkim. Znaczy u Ciebie ukazał się dla mnie tylko pomocny, ale to już coś. W sumie jest jeszcze gościnny i imprezowy, ale raczej się już nie pojawi za wiele razy?
    Kris się obudziła... Och, a już traciłam nadzieje. Znaczy, to dobrze, że się obudziła, bo przynajmniej Carl się cieszy (ten pocałunek, fu, Kris na to nie zasługuje), ale źle, bo to dalej kłamliwa jędza, do której nie mam szacunku za to, co zrobiła. Jeśli dalej będzie kłamać to stracę do niej ten szacunek już całkowicie. No bo w jakiś stopniu maleńkim wciąż go mam. Do wszystkich. Chociaż nie. Jassie się nie liczy. Mogła się zgubić w tym SPA i nigdy stamtąd nie wyjść.
    Końcowa scena jest taka aw. Trochę brakowało mi tego Auslly, a tu bum i nagle to dostaje. Rozpływam się ♥ Nie żebym nie miała własnego życia miłosnego. Dobra, nie mam. I muszę się tym napawać w opowiadaniach! ie żeby mi to przeszkadzało, szczególnie przy tych ulubionych.
    Mam nadzieję, że nic im nie przerwie romantycznej chwili(Chociaż, znając Ciebie...)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń